Continue reading Śladami Basi i Sary
„Narzeczona z getta” Sabina Waszut
"/> Śladami Basi i Sary „Narzeczona z getta” Sabina Waszut – Spadło mi z regała
Śladami bohaterów książek

Śladami Basi i Sary
„Narzeczona z getta” Sabina Waszut

przez

Nic nie jestem w stanie poradzić na to, że uwielbiam dotykać historii. Nie wystarczą mi książki. Potrzebuję widzieć, doświadczyć, dotknąć tego, o czym traktują splecione ze sobą w powieść zdania. Dlatego – gdy tylko mam możliwość – podążam śladami bohaterów książek, próbując poczuć jeszcze więcej. I za każdym razem odczuwam coś nieprawdopodobnego. Coś, co trudno mi nazwać.

Dziś poczułam to znowu.

Po lekturze „Narzeczonej z getta” Sabiny Waszut wiedziałam, dokąd poniesie mnie tym razem. Gdy streściłam Kubie fabułę, wiedziałam, że nie odpuścimy tematu i jak najszybciej udamy się do Sławkowa, by choć przez jeden dzień pożyć życiem bohaterów wspomnianej książki. Tak też się stało.

Swoją podróż zaczęliśmy od miejsca, które poleciła nam autorka. Co prawda nie pojawia się ono w książce, ale pisarka wyznała, że było ono dla niej inspiracją i spędziła tam trochę czasu. Na pierwszy rzut oka niepozorna kafejka w Będzinie okazała się po prostu zjawiskiem. „Cafe Jerozolima”, bo o niej mowa, znajduje się na terenie dawnego getta. Z zewnątrz wygląda, jakby była dawno zamknięta. Jednak za drzwiami skrywa się prawdziwe piękno dawnych czasów, z ogromnym smakiem i niewątpliwym oddaniem odtworzone przez właściciela. Przyznam, że rzuciliśmy się na menu  i zamówiliśmy wszystkie desery, które były dostępne. Nie spodziewaliśmy się, że smaki Izraela tak bardzo nam przypasują.

Wizyta w „Cafe Jerozolima” stanowiła doskonałe preludium tego, co czekało nas w Sławkowie. Czułam się jak Basia, parkując auto na rynku i dostrzegając budynek muzeum. Wyglądał dokładnie tak, jak zostało przedstawione w książce – „niski biały budynek ze spadzistym dachem pokrytym dachówką”.

Nie dało się również ominąć Austerii – zabytkowej XVIII-wiecznej karczmy, w której Janek tuż przed pójściem do wojska spędził wieczór. Piękna, całkowicie odstająca od otoczenia, robi wrażenie na przyjezdnych.

Podążając śladem Basi, dotarliśmy do ulicy Biskupiej, na której znajduje się dawna synagoga. Ten niezwykle brzydki budynek dziś wygląda na magazyn. Nie ma informacji, co się w nim znajduje, jednak przy wejściu widnieje tablica mówiąca o jego wcześniejszym przeznaczeniu.

Przyznam, że do tej pory wszystko szło jak po maśle. Budynek, krótkie wspomnienie książki, zdjęcie i dalszy spacer. Prawdziwe emocje zaczęły się w momencie, gdy dojechaliśmy nad Białą Przemszę i  stanęliśmy na moście – w miejscu egzekucji Żydów. To miejsce zostało uczczone tablicą pamiątkową.

To był ten moment, w którym moje podniecenie wycieczką uleciało, a zastąpiło je… Trudno mi nazwać to uczucie. Czułam, że coś wywraca moje wnętrzności, a gardło chwyta skurcz. Wciąż kołatało mi się po głowie znane wszystkim zdanie „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Patrzyłam na uciekającą rzekę, która kiedyś niosła ze sobą ciała. Usiadłam pod mostem i czytałam fragmenty książki, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się obrazy. Słyszałam krzyki, strzały, komendy. „Der Jude ist tot (…) Dummer Jude ist tot”. Myślałam o Sarze ukrytej w zaroślach i obserwującej rzeź.

Na koniec zostawiliśmy sobie sławkowski kirkut. Gdy podjechaliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się dom – jeden jedyny, sąsiadujący z cmentarzem. Wyobraziłam sobie, że właśnie tam mieszka Mikołaj, że zaraz do nas wyjdzie i zapyta, czego chcemy, a ja powiem mu, że przyjechaliśmy z powodu Basi i Sary. Cmentarz był otwarty. Otoczony rozsypującym się powoli murem, pełen zieleni i absolutnej ciszy. Miałam gęsią skórkę. Nie czuję strachu przed miejscem spoczynku, jednak tutaj czułam się bardzo nieswojo. Przekrzywione tablice, gdzieniegdzie niedopalony znicz i ta przejmująca cisza… Znowu coś zaczyna podchodzić mi do gardła. Znowu ściska mnie w żołądku. Wracamy. Zostawiamy ich ciszę w spokoju.

Może Ci się również spodobać: