Recenzje

„Jasność”
Maja Wolny

przez

Wyobraźcie sobie, że zostajecie zamknięci w ośrodku, z którego nie ma wyjścia. Żyjąc w czterech ścianach, dowiadujecie się, że jesteście mordercami. Czujecie, że to może być prawda, choć nie macie pewności, bo przecież ciągle jesteście faszerowani chemią. Ale przecież wszyscy twierdzą, że tak właśnie jest. Nie ma powodów, żeby im nie wierzyć. Jesteście niebezpieczni, dlatego trzeba nad wami panować, podając kolejne dawki leków. Brzmi jak fabuła filmu? Trochę tak. W dodatku niezbyt oryginalnego. Ale jeśli przeczytacie „Jasność” Mai Wolny, od razu zauważycie, że ze sztampą nie ma ona nic wspólnego, a apokaliptyczna wizja, którą przedstawia autorka, jest bardziej aktualna niż mogłoby się wydawać.

Właściwie to bardzo trudno jest skreślić w kilku słowach, o czym jest ta książka. Opis prezentowany na okładce odsłania tylko niewielki fragment fabuły, nie oddając jej całkowitego sensu. Tym, co uderzyło mnie już na wstępie, był fakt, że „Jasność” od pierwszych zdań zwiastowała katastrofę. Od początku czułam zagrożenie, kurczącą się wokół mnie przestrzeń, oplatające mnie macki tajemnicy, którą z jednej strony bałam się, a z drugiej pragnęłam poznać. Nie mówię tutaj tylko o wybuchu elektrowni, a co za tym idzie – katastrofie ekologicznej. Nie mówię o tym, co później zostało napisane wprost. Niby wszystko, co dzieje się w tej książce zostało zrozumiale i jasno przedstawione, a mimo to wciąż w przerwach między kolejnymi wyrazami czułam enigmatyczną woń, niedopowiedzenie będące zapowiedzią tego, że za chwilę coś się wydarzy. Napięcie mnie nie opuszczało.

Spotykamy tutaj Romę Wilk – Polkę, która po wybuchu elektrowni atomowej z powodu choroby popromiennej zostaje zamknięta w ośrodku rehabilitacyjnym. Kobieta zapada się w odmętach choroby psychicznej związanej ze stratą najbliższych. Poznajemy również Marka Killiama, reżimowego dziennikarza, dawnego kochanka Romy. Obok nich mamy szpaler postaci, z których każda jest zagadką i odgrywa istotną rolę w kontekście całości.

Wolny tak skonstruowała tę historię, że czytelnik traci rozum wraz z główną bohaterką. Z jednej strony z powodu jej osobistych przeżyć, a z drugiej dlatego, że popada w swoistą czytelniczą paranoję opierającą się na przekonaniu, że jeśli odłoży tę powieść choćby na chwilę, to coś mu umknie, czegoś nie zrozumie, coś ominie, a to nie pozwoli mu zaznać spokoju. Już dawno nie czytałam książki z takim zacięciem. Mogłabym Wam opowiadać o wielu aspektach tej historii, o mnogości tematów, które pisarka w nich porusza. O brexicie, katastrofie ekologicznej, apokalipsie i dystopii. O władzy absolutnej, ambicjach, manipulacji i układach. Mogłabym pewnie rzucić jeszcze kilkoma pojęciami, ale Wolny swoją książką nauczyła mnie, że nie trzeba używać górnolotnych słów, by opisać to, co dzieje się teraz na świecie. Tej prozie nie można nic zarzucić. Jest w niej mnóstwo emocji, wiedzy, językowej precyzji i literackiej uczciwości. Ja oddaję Mai Wolny całe swoje serce.

Może Ci się również spodobać: