Wrócić do domu, którego nie ma. Kochać tych, którzy na miłość nie zasłużyli. Tęsknić za tymi, którzy wcale nie odeszli. Tkwić w czymś, co nie istnieje. Być kimś, kogo dawno już nie ma. Budzić się wraz z dniem, który właśnie się skończył i zasypiać po nadejściu nocy, która odeszła już w zapomnienie. Taki żywot prowadzi żydowski krawiec Moryc Wajman, główny bohater książki „Następnego roku Warszawie” Joanny Chojnackiej.
Przyznaję, że byłam trochę uprzedzona do tej książki. Głównie dlatego, że za tak trudny temat wziął się ktoś dużo młodszy ode mnie. Trochę mi to dokuczyło, choć przecież nie powinno. I wtedy przeczytałam pierwsze zdanie. Następnie drugie. A potem już parłam do końca z przekonaniem, że to będzie wyjątkowa historia.
Chojnacka posługuje się językiem, który metaforycznie nazywam brudnym. Gdy bohater opisuje ukochane niegdyś miasto, nazywając je truchłem, czytelnik widzi rozkładające się ciało zmarłego człowieka. Te opisy są bardzo sugestywne i wstrząsające, choć sama narracja wydaje się być jakby celowo orżnięta z emocji. Może dlatego, że taki właśnie jest Moryc? Na zewnątrz oschły, skryty, a tak naprawdę toczący swoją prywatną wewnętrzną wojnę, pozbawiony wszystkiego mężczyzna, który żyje, choć nie jest przekonany, czy tego właśnie chce.
Snuta przez pisarkę historia Moryca jest pewną tajemnicą, która skrupulatnie, choć bardzo oszczędnie, rozwija się co kilka rozdziałów. Niezależnie jednak od trawiących czytelnika domysłów dotyczących życia mężczyzny, tym, co najmocniej bije z treści, jest ogromne cierpienie człowieka, którego dręczą wyrzuty sumienia. Człowieka, któremu się udało. Nienawiść wobec siebie, zapadanie się w sobie, wszechogarniająca niemoc i obojętność były dla mnie jak zderzenie małego osobowego samochodu z tirem. To historia o piętnie, jakie wywarła wojna, o utracie życia – nawet, jeśli ono trwa. Historia krawca to również opowieść o człowieku, który nie pozwala się kochać, ucieka od miejsc i ludzi, którzy są miłością i chcą tworzyć z nim jedność. A ten? Z miłości godzi się na jej brak. To człowiek pełen sprzeczności – z jednej strony zagubiony i poszukujący sensu, a z drugiej gubiący cel w życiu, którego najważniejszym punktem wydaje się zadawanie ran – sobie i innym.
Ciśnie mi się pod palce, by napisać, że to skomplikowania historia, jednak boję się użyć tego słowa, by nikogo nie zniechęcić. Tak. Często odpuszczamy, gdy coś wydaje się wymagające. „Następnego roku w Warszawie” to lektura skomplikowana i wymagająca, bo traktuje o bardzo skomplikowanych relacjach i wymagającej historii naszego świata. Takiej, która – niby powszechnie znana – staje się nową historią. Myślę, że to przez sposób, w jaki opowiada ją Chojnacka – oryginalny, świetnie pasujący do fabuły, bohatera, opisywanych miejsc. A może po prostu dlatego, że nie ma w niej uniesień i patosu? Niezależnie od wszystkiego, to coś sprawiło, że „Następnego roku w Warszawie” stała się dla mnie jedną z tych lektur, których się nie zapomina.