Nie wymagam od książek fabularnych tego, czego wymaga się od książek opartych na faktach. Nie chodzi o to, żeby wszystko się zgadzało i było do sprawdzenia w podręczniku. Jednak (jeśli akurat nie czytam fantastyki) oczekuję, że przedstawiane w nich wydarzenia będą wiarygodne i nie będą wywoływać we mnie poczucia, iż ktoś próbuje zrobić mnie w tak zwane bambuko. Niestety podczas lektury książki „Głos przeszłości” Zbigniewa Zborowskiego odniosłam właśnie takie wrażenie.
Początek wydawał się zapowiedzią czegoś unikatowego. Połączony ze współczesnością kryminał w stylu retro, dwie płaszczyzny czasowe (lata czterdzieste i współczesność) od pierwszych zdań zachęcały do lektury wspomnianej książki. Kilka początkowych rozdziałów zapowiadało świetną zabawę w towarzystwie co najmniej jednego ciekawego bohatera, którym niewątpliwie jest miotający się w życiu recydywista Piotr Hamer. Tymczasem nagle fajna historia, która może nawet mogłaby być prawdziwa, zaczęła przeradzać się w jakąś fantastyczną opowieść, za którą nawet moja bujna wyobraźnia nie nadążała.
Warszawa. Podoficer Armii Krajowej Jerzy Popławski wchodzi do żydowskiego getta na podstawie fałszywych dokumentów. Jego celem jest wykonanie pewnej tajnej misji. Do tego momentu „Głos przeszłości” czyta się z ogromną ciekawością i nadzieją na odkrycie tajników pracy podziemia oraz znanych z wielu książek i seriali „kontrolowanych” scen, które dla Niemców miały wyglądać na przypadkowe. Jednak wszystko, co dzieje się od momentu przekroczenia granicy getta, wydaje się zbiorem nieprawdopodobnych przypadków, w które nie dość, że trudno jest uwierzyć, to nawet trudno jest sobie je wyobrazić. Do tego dochodzi miłość od pierwszego wejrzenia i kompletnie bezsensowne postępowanie Popławskiego, które – w moim przekonaniu – nie miało racji bytu w sytuacji, w której się znalazł. Infantylizm bohaterów, całkowicie nieprzemyślane zachowanie oraz totalny misz-masz sukcesywnie zastępowały moją czytelniczą ciekawość zniesmaczeniem i chęcią rzucenia książki w kąt. Trzymałam się dzielnie z jednego powodu: kiedyś przeczytałam „Kręgi” Zborowskiego i trudno było mi uwierzyć, że tym razem aż tak mu nie wyszło. W „Głosie przeszłości” na tle historii sprzed lat lepiej wypadła część współczesna, w której autor poruszył wątek „czyścicieli kamienic” i swoistej metamorfozy głównego bohatera. Połączenie obydwu przestrzeni czasowych osobą mordercy w moim odczuciu kompletnie pogrzebało tę książkę.
„Głos przeszłości” to książka dla czytelnika bezrefleksyjnego, przyjmującego treść tak, jak zwolennik Telewizji Polskiej przyjmuje informacje podawane podczas emisji „Wiadomości” – zahaczające o fakty i dopisujące do nich wymyślone historie. Byłoby to zrozumiałe (wszak nie mamy do czynienia z literaturą faktu, a jedynie fabułą wzbogaconą o prawdziwe wydarzenia), gdyby nie to, że owe historie są kompletnie niedorzeczne. Jako że telewizji nie oglądam, a telewizora nie posiadam, toteż odcinam się od fantastyki serwowanej przez media. Szukam ucieczki w książkach, ale chyba tym razem dogoniła mnie fantazja autora, która zupełnie nie odpowiada mojej. I tak jak „Wiadomości” mają swoich zwolenników, tak „Głos przeszłości” z pewnością również będzie ich miał. Mnie (nie)stety do nich daleko.