Fantastyka nie jest moją mocną stroną, o czym doskonale wiedzą czytelnicy tego bloga, aczkolwiek mimo to uparcie co jakiś czas sięgam po lektury tego typu. Z dwóch powodów. Po pierwsze próbuję kompletować biblioteczkę moich dzieci, więc chętnie sprawdzam, czy coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się dla nich dobre, rzeczywiście takie jest. Po drugie powieści fantastyczne mają w sobie coś uniwersalnego, drugie dno, które wielokrotnie skłania mnie do poszukiwania odnośników w świecie realnym. Ten drugi powód wysunął się na pierwszy plan podczas lektury książki „Strażnicy Cytadeli. Księga Axlin” Laury Gallego.
Axlin jest kaleką. Jako mała dziewczynka została zaatakowana przez potwora i od tego momentu utyka, a co za tym idzie – jest wolniejsza od pozostałych mieszkańców wioski. Tym samym nie może spełnić swojego marzenia. Nie może być wojownikiem. Jej przeznaczeniem staje się bycie żoną i matką, co tak do końca nie jest oczywiste, bowiem gdy już dochodzi do wyboru małżonki, ona zawsze jest na ostatnim miejscu, za wszystkimi sprawnymi kandydatkami. Jednak Axlin jest wyjątkowa, bowiem jako jedyna w osadzie potrafi czytać i pisać. Jest ciekawa świata i jako skryba chce opisywać wszystko, co możliwe, by ułatwić życie mieszkańcom wiosek. Dlatego też opuszcza dom i wyrusza w nieznane. Wszystko po to, by zbierać informacje o świecie i zapisywać je w odziedziczonej księdze.
„Strażnicy Cytadeli. Księga Axlin” to powieść fantastyczna, ale sami powiedzcie – czy nie jest jednocześnie niezwykle uniwersalna? Okaleczone dziecko, różniące się od rówieśników, znajduje pasję, której nikt inny nie rozumie. Zostaje w pewien sposób wykluczone z grupy i szuka swojego miejsca na świecie, próbując robić to, co potrafi najlepiej. Czy to samo nie spotyka ludzi w naszym świecie – realnym i współczesnym? W moim odczuciu książka Laury Gallego to niezwykła historia o poszukiwaniu swojego miejsca, udowadnianiu sobie i innym, że kalectwo nie jest jednoznaczne ze spisaniem nas na straty. To powieść o zaspokajaniu ciekawości i próbie opisania świata, wytłumaczeniu najdziwniejszych i najstraszniejszych zjawisk. Axlin jako skryba jest odpowiednikiem reportera, który podróżuje i relacjonuje to, czego udało mu się doświadczyć.
Przyznaję jednak, że momentami powieść się dłuży. Szczególnie podczas podróży dziewczyny. Niby dzieje się tutaj dużo, ale miałam poczucie powtarzalności. Zdecydowanie oddech przyspieszył, gdy autorka przeniosła mnie do Cytadeli i pokazała zasady funkcjonowania Bastionu oraz szkolenia rekrutów, przyszłych Strażników. Muszę przyznać, że tę część czytałam z ogromnym zapałem, co nie znaczy, że resztę odpuściłam. Z jednej strony można byłoby nieco skrócić tę historię, ale z drugiej wszystko, co się w niej zadziało, miało swój sens i przekładało się na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że drugi tom (bo takowy podobno jest w przygotowaniu) będzie jeszcze bardziej wciągający i pozwoli nam poznać losy Axlin oraz jej złotookiego przyjaciela. Czekam z niecierpliwością.