Nasze życie tworzą ludzie i miejsca. Nasze wspomnienia wypełnione są przyjaciółmi, nieprzyjaciółmi, znajomymi, miłościami naszego życia, rodziną. Całą pozostałą przestrzeń zajmują miejsca – dom, szkoła, plac zabaw, ławka w parku, własny pokój. Wspomnienia z podróży bardzo często przywodzą najpierw zapachy, smaki, czasem wypowiedziane przez kogoś słowa. A zaraz potem pojawia się przestrzeń, w której to wszystko miało miejsce – restauracja, kościół, las. Jest tyle pięknych miejsc do zobaczenia! Tyle cudów przyrody i tych, które wyszły spod rąk ludzi! Zapewne istnieją tacy, którzy podróżują ich szlakiem. Tymczasem ci, którzy nie mogą sobie na to pozwolić, mogą oddać się podróży, sięgając po „Atlas cudów świata”, opatrzony tekstami Bena Handicotta i ilustracjami Lucy Letherland. Nie zastąpi to wrażeń, które towarzyszą oglądaniu „na żywo” tych wszystkich miejsc, ale pozwoli na wielokrotne przenoszenie się wyobraźnią do dowolnego miejsca i przebywanie w nim do woli. I zawsze, bez względu na warunki, mogą nam towarzyszyć w tym dzieci.
Pamiętam, gdy stanęłam przed wejściem do Angkor Wat i myślałam o tym, jaką jestem szczęściarą. Pamiętam, jak onieśmielona skupieniem buddyjskich mnichów wchłaniałam zapach murów, poznawałam ich strukturę i chroniłam się w nich przed wilgotnym powietrzem. Pamiętam kilkukrotne wycieczki pod Wieżę Eiffla oraz wrażenie, jakie wywarły na mnie Hagia Sophia czy Koloseum. Za każdym razem myślałam o tym, że kiedyś to wszystko pokażę swoim dzieciom. „Atlas cudów świata” pozwala nam zabrać je w 31 niesamowitych miejsc. Pięknie zilustrowany i skupiony na ciekawostkach zaciekawia dzieci bez względu na wiek. To nie jest encyklopedia, którą łatwo się znudzić, a prawdziwy przewodnik (nie tylko) dla najmłodszych po najbardziej znanych miejscach na świecie. Wypełniony faktami stanowi źródło wiedzy, ale jednocześnie nie nuży i nie wywołuje wrażenia, jakby czytało się zwykły podręcznik.
Często łapię się na tym, że nie mam dla swoich dzieci tyle czasu, ile pewnie powinnam. Przypuszczam, że nie dociągam do żadnej naukowo stwierdzonej liczby godzin potrzebnej na utrzymanie dobrych więzi z dzieckiem (tak naprawdę mam nadzieję, że nikt takich liczb nie podaje, ale dzisiaj wszystko jest możliwe). Nie zawsze mam ochotę układać puzzle, bawić się lalkami, skakać na skakance czy bawić się w strzelanki. Jest jednak coś, na co zawsze znajdę czas i co łączy mnie i moje dzieci – książki. I przyznaję, że „Atlas cudów świata” trochę robi za mnie całą robotę, bowiem spędzenie nad nim nawet godziny czy dwóch wraz z dziećmi jest łączeniem przyjemnego z pożytecznym.