To niesamowite, że istnieją książki, które opisując coś, o czym doskonale wiem, wciąż wzbudzają moje zdziwienie i niedowierzanie. Bo przecież jak można nie wiedzieć, że służba więzienna nie ma lekko? Jak można pomyśleć, że praca strażnika to taka sama praca jak pracownika biurowego? Kto zaprzeczy faktowi, że to niebezpieczna profesja? Nikt. A jednak, czytając „Gada. Spowiedź klawisza” Pawła Kapusty, wielu rzeczom się dziwiłam.
Kapusta dał się już poznać jako wnikliwy obserwator i sprawny reportażysta, publikując „Agonię”, za którą otrzymał Nagrodę im. Teresy Torańskiej. Ten świetny debiut został bardzo dobrze przyjęty przez czytelników i nic dziwnego, że autor postanowił pójść tą samą drogą i odkryć bolesne prawdy o kolejnej grupie zawodowej. Na tapet wziął strażników więziennych. Rozmawiał z nimi, obserwował i wreszcie zapisał ich wyznania. Otrzymał od nich sporo zaufania, coś jakby klucz do ich własnej, osobistej celi. I po raz kolejny poradził sobie. Nie dał ponieść się emocjom, choć sama książka może wydawać się emocjonująca. Jakby nie było, stoją za nią ludzie, a nie wymyśleni na potrzeby powieści bohaterowie.
Paweł Kapusta zabiera nas w kilka miejsc, do których jest bardzo łatwo trafić, ale które niezwykle trudno jest opuścić. Pokazuje życie za bramami więzień, w których można odnaleźć zarówno chwilowo pogubionych w życiu ludzi, jak i tych, którzy zgubili się na zawsze. Jednak nie oni są najważniejsi. Autor skupia naszą uwagę na strażnikach więziennych, których zadaniem jest pilnować i trzymać przy życiu tych, których najczęściej wielu chciałoby tego życia pozbawić. Bohaterowie reportażu otwierają się przed dziennikarzem i opowiadają nie tylko o tym, jak im ciężko, ale również o popełnianych przez siebie błędach, obnażając przy okazji absurdy polskiego więziennictwa oraz blade pojęcie rządu o rzeczywistości i realiach tej pracy.
O niesprawiedliwości pisze się dużo – książek, felietonów, komentarzy. Paweł Kapusta nie mówi „to niesprawiedliwe”. Nie ocenia i nie szkaluje. Opisuje to, co słyszy i obserwuje, a wnioski zostawia czytelnikom. Jego rozmówcy nie są nieskazitelni. Przymykanie oczu na jedne sprawy i wykazywanie się wrażliwością w innych to tak naprawdę lawirowanie między paragrafami, które stworzone zostały, by tę pracę ułatwić, a często zwyczajnie szkodzą.
Kiedy już przeczytałam ostatnią stronę „Gada…”, poczułam dreszcz. Tak niewiele trzeba, żeby znaleźć się po tamtej stronie. Zatrważający jest fakt, że to kolejny aspekt, w którym nasze państwo nie wydala, kolejna dziura, którą próbuje się łatać bzdurnymi ustawami, pogłębiającymi panującą w więzieniach patologię. Myślałam o tym braku szacunku, z którym muszą mierzyć się ludzie strzegący najgroźniejszych bandytów. I o tym, że tak trudno im zachować szacunek do samych siebie. To trudny temat. Wieloaspektowy. Jeden z wielu nieprzemyślanych systemów.