Recenzje

„Moja rodzina i inne zwierzęta”
Gerald Durrell

przez

Zdarza się, że spotykam ludzi, których chciałabym zatrzymać w swoim życiu na dłużej. Na tyle długo, żeby stali się jego istotną częścią. Po prostu czuję, że świetnie byśmy się dogadali, a wspólnie spędzony czas byłby dla mnie największym darem, jaki mogłabym otrzymać. Przyznam, że nieczęsto miewam takie odczucia. Zdarzyło się to niedawno, kiedy – przerażona tym, co aktualnie dzieje się na świecie – sięgnęłam po książkę Geralda Durrella „Moja rodzina i inne zwierzęta”. Od pierwszych stron wiem, że gdyby Durrell żył, napisałabym do niego długi list, w którym przekonywałabym go, że powinien zostać moim przyjacielem. Z pewnością głównym argumentem byłby fakt, że jako jedyny potrafił mnie rozbawić, gdy wydawało mi się, że już nigdy się nie uśmiechnę. I to jest największa siła książki, o której Wam za chwilę opowiem.

Z moim poczuciem humoru bywa różnie. To znaczy ja czuję w tej kwestii constans, ale wiem, że wcale nie jest łatwo mnie rozśmieszyć. Dlatego nie sięgam po komedie, bo naprawdę rzadko kiedy mnie bawią. W przypadku Durrella też wcale nie było to takie oczywiste. Wszak „Moja rodzina i inne zwierzęta” zostały wydane w Polsce po raz pierwszy już w 1994 roku, a wydanie, którym dysponuję, pojawiło się rok temu, a ja sięgnęłam po nie dopiero teraz. Jednak skuszona wizją mądrej i zabawnej lektury, postanowiłam dać szansę tej zwariowanej rodzince i nie zawiodłam się ani przez chwilę.

„Moja rodzina i inne zwierzęta” opowiada fragment życia autora, kiedy to z całą familią przeprowadził się na grecką wyspę Korfu. Odkrywający w sobie miłość do przyrody i zwierząt mały Gerald umila sobie pobyt na wyspie wręcz organoleptycznym poznawaniem kolejnych gatunków zwierząt – od skorpionów przez węże po mewy. Jego zoologiczne zapędy przeplatane są codziennością rodziny. A musicie wiedzieć, że ta codzienność wcale nie jest codzienna. Autor z takim wdziękiem i humorem opisuje życie swojej rodziny, że nie myślałam o niczym innym jak tylko o tym, by przenieść się do ich willi i chłonąć tę niebywałą atmosferę niby wiecznie skłóconej, ale niesamowicie kochającej się rodziny.

Durrell ożywił moje wspomnienia z liceum, gdy raczona opisami przyrody, sukcesywnie pielęgnowałam swoją niechęć do lektur obowiązkowych, które wywoływały u mnie przede wszystkim znużenie. Swoją książką udowodnił, że przyroda może być przedmiotem pięknego i interesującego opisu. Można się nią zachwycać w taki sposób, by smaki, zapachy i kolory wypełniające poszczególne strony stały się elementem naszej codzienności. Dzięki tej powieści przeniosłam się do uwielbianej przeze mnie Grecji, towarzyszyłam zwariowanej rodzinie Durrellów i zapadałam się w pejzażach, w których każdy szczegół miał znaczenie i został przedstawiony tak, jakby stanowił najważniejszy punkt całej historii. To chyba najbardziej soczysta literatura, jaką przyszło mi czytać!

Bardzo chciałabym zaprzyjaźnić się z Geraldem Durrellem. Myślę, że był człowiekiem, który swoją miłością do zwierząt oraz wysublimowanym poczuciem humoru zaczarowałby mnie niezależnie od aktualnego samopoczucia. I cieszę się, że mogę z tym wszystkim obcować dzięki „Trylogii z Korfu”. Druga część, „Moje ptaki, zwierzaki i krewni” właśnie pojawiła się w księgarniach w nowym wydaniu!

Może Ci się również spodobać: