Czasami mam wrażenie, że niektórych książek po prostu nie należy recenzować. Szczególnie tych, które dotykają istotnych i wciąż bolesnych momentów naszej historii. Zapytacie „a niby dlaczego nie?” i właściwie trudno będzie mi jednoznacznie odpowiedzieć. Ja czuję respekt wobec takich powieści i – poza oceną postawy bohaterów – nie wiem, czy jestem w stanie napisać coś więcej. Taka sytuacja jest w przypadku znanej powszechnie „Listy Schindlera”, która w nowym wydaniu niedawno wpadła w moje ręce. I pewnie niektórym wyda się to dziwne, ale nigdy nie poznałam tej historii jako całości. Nigdy nie przeczytałam książki, nie obejrzałam też filmu (przynajmniej do momentu, w którym piszę ten tekst). I choć wiedziałam, czym była tytułowa lista oraz kim był Oskar Schindler, szczegóły sobie oszczędzałam. Do teraz.
„Lista Schindlera” to historia niemieckiego przemysłowca, który swój kapitał i swoistą popularność zdobywał w czasach, w których nigdy nie chciałabym żyć. Jednak ten człowiek był przeciwieństwem znanych nam z lekcji historii SS-mannów, dla których największą frajdą było zabicie Żyda. Był przeciwieństwem świetnie przedstawionego w powieści Amona Götha, który każdy dzień zaczynał od wyjścia na taras i strzelenia w znajdującego się w pobliżu przypadkowego człowieka. Dla frajdy, dla lepszego samopoczucia. Oskar Schindler był inny. Był człowiekiem. I to on, jak donosi nie tyle książka, co po prostu historia, wybawił od śmierci mnóstwo ludzi.
Dzięki Thomasowi Keneally’emu poznajemy Schindlera jako niepozbawionego wad, kochliwego i wielbiącego koniak SS-manna, który lubi wyzwania. Jednym z takich wyzwań był dla niego ratunek, który kosztował go właściwie cały majątek oraz spokojne życie.
Książek o obozach koncentracyjnych i obozach pracy powstało dużo. Jedni postawili na przedstawianie faktów, inni używali faktów do tworzenia fikcji literackiej. Czytelnicy zaczęli zatracać się w tym, co jest prawdą, a co powstało w umyśle pisarza. Keneally nie pozwala sobie na takie podejście. Tworzy reportaż na podstawie rozmów z tymi, którzy przeżyli i do samego końca trwali przy boku Schindlera, odprowadzając go do grobu w Jerozolimie. Być może dlatego, mimo charakteru tej książki, czyta się ją jednym tchem, niejednokrotnie zmuszając się do przerwy, bowiem serwowane przez SS-mannów okrucieństwo jest ponad wyobrażenie czytelnika.
Jak oceniać książkę, która stała się już właściwie klasykiem? Nie będę tego robić. Nie chcę i właściwie nie muszę. Jedno jest pewne – to powieść, którą powinien znać każdy. Dzięki takim historiom można zrozumieć znacznie więcej – na przykład to, że sami możemy decydować, jakimi ludźmi chcemy być. I nie zmienia tego ani pochodzenie, ani przypinka na płaszczu.