Recenzje

„Moje ptaki, zwierzaki i krewni”
Gerald Durrell

przez

Ludziom często brakuje dystansu i humoru, umiejętności śmiania się z samego siebie i akceptowania swoich wad. Lubimy być doceniani, ale nie lubimy, gdy wytyka nam się błędy. Sami często chętnie to robimy, ale nie znosimy krytyki wymierzonej w naszym kierunku. Wydaje mi się, że to nic nienaturalnego. Mamy w sobie chyba jakiś pierwotny instynkt obronny, który wyzwala w nas opór wobec bezdyskusyjnego przyjmowania krytyki, szczególnie tej wymierzonej w nas. A może zbyt uogólniam, może to tylko mój problem?

Gerald Durrell w drugiej części serii korfijskiej „Moje ptaki, zwierzaki i krewni” znów zabiera nas na grecką wyspę i przedstawia całe jej piękno, nie zapominając o przytaczaniu anegdot z życia swojej rodziny i opowiadaniu o ich perypetiach. Jest w tym wszystkim bezkompromisowy – ukazuje zarówno zalety, jak i nieskończenie wiele wad swoich najbliższych, śmiejąc się przy tym do rozpuku. A przynajmniej ja widzę ten jego ubaw oczami wyobraźni. Nie wiadomo, czy wydarzenia z książki są całkowitą fikcją tak jak nie wiadomo, które fragmenty stanowią prawdę. Jednak to nie jest tutaj w ogóle ważne. Podobnie jak w pierwszej części Durrell rozśmieszał mnie do łez za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiało się któreś z jego rodzeństwa, matka albo jeden z wielu przyjaciół rodziny, tak tu poprawiał mi humor w każdym rozdziale. Nie skłamię również, gdy powiem, że swoimi opisami przyrody jakiś milion razy wywoływał we mnie pragnienie wyjazdu na Korfu.

Pewnie wielu zapyta, czym różni się pierwsza część od drugiej i właściwie trudno będzie znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Wciąż poznajemy grecką faunę i florę, wciąż towarzyszymy Durrellom w ich życiu i spotkaniach z niekonwencjonalnymi osobowościami. Wciąż mamy do czynienia z domem pełnym ludzi zapraszanych przez Larry’ego i zwierząt znoszonych przez Garry’ego. I te opisy przyrody… To wciąż najpiękniejsze obrazy, jakie może podsuwać wyobraźnia.

Można traktować tę książkę jak zwykłą, zabarwioną „pamiętnikarsko” powieść, ale gdy weźmie się pod uwagę samego autora, ta lektura nabiera jeszcze więcej sensu i przestaje wydawać się przypadkiem. Choć Durrella nie ma już wśród nas, to jego duch wciąż jest obecny choćby w postaci organizacji Durrel Wildlife Conservation Trust – to ważny kontekst trylogii korfijskiej.

„Moje ptaki, zwierzaki i krewni” to powieść ponadczasowa i absolutnie wyjątkowa, co wcale nie jest takie oczywiste. Wyobrażam sobie, że ze złym podejściem do tematu mogłaby się dłużyć, nudzić i nakłaniać do rzucenia w kąt. A jednak powieści Durrela są „w punkt”, zbudowane w idealnych proporcjach i serwowane z niesamowicie pozytywną energią. To ten rodzaj lektury, który wywołuje u czytelnika, mówiąc kolokwialnie, radochę z czytania. I tak właśnie powinno być.

Może Ci się również spodobać: