Recenzje

„Faworyty”
Manuela Gretkowska

przez

Lekcje historii można sobie serwować przez całe życie. Mimo wieku i codziennych obowiązków można przenieść się do szkolnej klasy historycznej, obserwować porozwieszane na ścianach mapy, dotykać replik broni, wpatrywać się w portrety królów. Można wdychać lekko zatęchłe od kurzu powietrze, które uparcie krąży po pomieszczeniu nawet przy otwartym oknie. Historia ma swój zapach, którego żadna pani Krysia nie zabije detergentami. W swoim bezdźwięcznym „h” ma wiele dźwięku i wdzięku. Może dlatego wciąż do niej wracam. Może to właśnie powód, dla którego ciągle grzebię w przeszłości, zapominając niejednokrotnie o tu i teraz. I czasem znajduję to, czego szukam. Przeszłość, którą widzę we współczesności. Składam je w parę jak skarpetki, które właśnie wyschły na słońcu. One zawsze do siebie pasują, zawsze kroczą jedna obok drugiej. Nie inaczej czułam podczas lektury „Faworyt” Manueli Gretkowskiej, która opisując pogmatwane relacje między rodzinami Lubomirskich, Czartoryskich i Sapiehów, przedstawia prawdziwy obraz władzy w osiemnastowiecznej Polsce.

„Faworyty” to moje pierwsze spotkanie z Gretkowską. Nie powiem, że mnie ono zachwyciło, że stało się dla mnie czymś nadzwyczajnym i pochłaniającym. Przyznam, że mimo niewielkich gabarytów, czytałam tę powieść długo i początkowo trudno było mi się odnaleźć w całej fabule. Miałam wrażenie, że narracja jest prowadzona trochę nerwowo, zbyt chaotycznie. Z czasem, gdy zaczęło do mnie docierać, o czym jest ta książka, poczułam z autorką wspólnotę myśli. Gdy zrozumiałam, co jest punktem ciężkości tej powieści, zdecydowanie łatwiej było mi odnaleźć się w niej.

Gretkowska nasącza swoją historię każdą możliwą emocją. Jest tu miłość, nienawiść, zazdrość, strach, rywalizacja, pożądanie. Doszukamy się wszystkiego. Jak mogłoby być inaczej, jeżeli na pierwszy plan wysuwają się trzy kobiety, które walczą o tego samego mężczyznę? Przynajmniej tak to powinno wyglądać, bowiem najważniejsze jest to, czego nie widać gołym okiem. Kluczem są powody tej walki i jej konsekwencje. Ważne jest kto i jak walczy oraz kto wygrywa. A tutaj, jak pokazuje pisarka, tak naprawdę zbyt wiele możliwości nie ma.

Ta powieść to takie mini kompendium wiedzy na temat tego, jak dążyć do celu. To również jasna odpowiedź na pytanie, kto jest głową, a kto szyją w całym wystawnym przyjęciu zwanym życiem. Manuela Gretkowska od zawsze jawi mi się jako kobieta świadoma i wiedząca, czego chce. Mająca swoje zdanie i bezkompromisowa. Tak też opisuje niegdysiejszą Polskę. Nie waha się nazywać rzeczy po imieniu, niejednokrotnie wulgarnie, ale zawsze tak, jak na to zasługują. Pokazuje zepsucie tych, których wielu wynosi na piedestały, obnaża tajemnice alkowy, uwypukla intrygi. I wiecie co? To wszystko wcale nie jest aż tak bardzo nam obce, bo – jak to zwykle bywa – czasy się zmieniają, ale ludzie niekoniecznie, a mechanizmy rządzące państwem, choć przez speców od public relations nazywane coraz ładniej, u swoich podstaw rządzą się zawsze tymi samymi prawami.

 

Może Ci się również spodobać: