Towarzyszenie autorowi w pisaniu książki to prawdziwa gratka dla fanów jego twórczości. Gdy to, co jest jeszcze dla wszystkich tajemnicą, zostaje w jakimś stopniu przed tobą obnażone, powieść przestaje mieć wymiar czysto literacki. Staje się częścią ciebie, elementem wyposażenia miejsca, w którym składujesz wszystkie literackie doznania. To już nigdy nie jest tylko książka. Bo kiedy trafia w twoje ręce już gotowa – z okładką, odpowiednimi marginesami, wyznaczonymi akapitami – nie czytasz jej tak samo jak każdej innej. Odbiór jest zupełnie inny. Dlaczego o tym piszę? Bo sama zastanawiałam się, skąd wzięło się moje wyczekiwanie na najnowszą książkę Mai Wolny „Pociąg do Tybetu”. Skąd we mnie taka niecierpliwość, skąd zachłanność, by mieć ją jak najszybciej? Znam odpowiedź. Znam ją od momentu, w którym przeczytałam w jednym z wywiadów, że autorka planuje taki projekt. Towarzyszyłam Mai Wolny w podróży, obserwując w mediach społecznościowych kolejne jej etapy i doszukując się w opisach zdjęć czegoś więcej. Chyba trochę oszalałam.
Takie książki jak „Pociąg do Tybetu” nazywamy podróżniczymi, ale w tym przypadku byłoby to ograniczenie. To nie jest tak, że pisarka wsiadła do pociągu, dojechała na miejsce, opisała co widziała i wróciła. To bardzo szczery dziennik z podróży, która stała się pretekstem do tego, by opowiedzieć o czymś ważnym, wpuścić czytelnika do niezwykle interesującego życia i uczynić go świadkiem czasem nawet dramatycznych wydarzeń. Inspirując się podróżą Alexandry David-Néel, która jako pierwsza Europejka dotarła do Tybetu, Maja Wolny przemierza kontynenty, przybliżając nam kulturę, obyczaje i historię krajów i ludzi, z którymi obcuje. Przybliża nam też siebie.
Autorka nie serwuje nam przewodnika. Nie prezentuje wiedzy z zakresu każdej budowli, każdego miejsca i wszystkiego, co powinien wiedzieć turysta, choć nie mam wątpliwości, że tę wiedzę posiada. Jej relacja opiera się na wrażeniach, przemyśleniach, bardzo subtelnie pokazanych emocjach. W moim odczuciu ta książka nie miała uczyć kogokolwiek czegokolwiek. Nie znam dokładnie celu, który przyświecał Wolny podczas pisania, ale ja poczułam, że chce ona we mnie coś zaszczepić, zostawić ślad, skłonić do przemyśleń. Przyznam, że bardzo emocjonalnie zaangażowałam się w lekturę. Przypominałam sobie najlepsze fragmenty mojego dawnego życia, gdy zabierając jedynie plecak, szwendałam się po świecie, nigdy nie wiedząc dokładnie, co będzie jutro. Przypomniałam sobie wieczorne rozmowy z towarzyszami podróży w wagonie płackartnym, wąskie i niezbyt wygodne miejsca do spania, próby godzenia mojego zmęczenia z aktywnością pozostałych towarzyszy podróży. Wspominałam zapachy, smaki ulicy i zakupioną przed podróżą w lumpeksie odzież, by móc ją regularnie wyrzucać i nie martwić się praniem. I choć nigdy nie dotarłam na Dach Świata, choć nigdy nie miałam w sobie tyle odwagi, co Maja Wolny, to poczułam z nią więź opartą na potrzebie przeżywania świata, a nie tylko bycia jednym z wielu funkcjonujących w nim elementów.
Tym, którzy zastanawiają się nad przeczytaniem „Pociągu do Tybetu”, podpowiem, że ta lektura to przygoda, a forma podania treści nawiązuje trochę do stylu Ryszarda Kapuścińskiego, dzięki któremu – jak dowiecie się z książki – Wolny ma to, co najcenniejsze. Nie znajdziecie tutaj sensacji, pościgów i scen akcji, ale zanurzycie się w codzienności różnej od naszej. Być może przeżyjecie tę podróż tak jak ja – zapadając na chorobę wysokościową albo smakując baraniny prosto z buriackiej „pozy”, która przypominała mi gruzińskie „chinkali”. Być może tak jak ja będziecie kontemplować każde zdjęcie, zastanowicie się nad problemem globalnego ocieplenia i jego konsekwencjami nie tylko dla nas, ale także dla mieszkańców innych rejonów świata. Niezależnie od tego, co poczujecie podczas lektury, gwarantuję, że dacie się ponieść słowom Mai Wolny.
Wspomniany już Ryszard Kapuściński napisał kiedyś: „Błędem jest pisanie pod publiczkę. Masowy czytelnik jest innym czytelnikiem. Nie każdy pisarz jest zainteresowany, by być masowo czytany”. Ja uważam, że Wolny powinna być czytana masowo. I nie myślę tutaj jedynie o „Pociągu do Tybetu”, która mnie zachwyciła, ale również o jej powieściach, które uwielbiam. Polecam.