Recenzje

„Holenderska dziewczyna”
Marente de Moor

przez

Mam wrażenie, że liczba nagród literackich, które można zdobyć w tym czy innym kraju, lekko zdewaluowała ich znaczenie. Kilka z nich wciąż budzi emocje (niewątpliwie Literacka Nagroda Nobla), wiele wywołuje delikatne zainteresowanie, ale sporo brzmi obco. Coraz częściej wydaje mi się, że im bardziej skomplikowana historia, tym większe prawdopodobieństwo przyznania takiej czy innej nagrody, której symbolem będzie można w przyszłości ozdobić okładkę kolejnego wydania. Zdarza się, że zastanawiam się wtedy, czy to ja czegoś nie zrozumiałam, czy jury miało mocno wysublimowane poczucie tego, co dobre. Nie staję z nimi w szranki, nie mam szans. A jednak nie wszystko to, co kapituła nagradza, jestem w stanie docenić.

„Holenderska dziewczyna” Marente de Moor stała się dla mnie wyzwaniem. Nagrodzona AKO Literature Prize oraz Nagrodą Literacką Unii Europejskiej z założenia miała być powieścią na kilka wieczorów, lekkostrawną i przyjemną, choć ważną i ukazującą wojnę z zupełnie innego punktu widzenia. Okazała się wymagającą i zbyt abstrakcyjną powieścią.

Gdy osiemnastoletnia Janna zostaje wysłana przez ojca do znajomego nauczyciela szermierki Egona von Böttichera, nie spodziewa się tego, co zadzieje się w jej życiu w najbliższym czasie. Powiem więcej – żaden czytelnik się nie spodziewa. Podczas pobytu w domu tajemniczego i absolutnie nieprzewidywalnego arystokraty z młodej dziewczyny wkraczającej w dorosłość przemienia się w infantylną, ale jednak kobietę pełną żądzy oraz pragnącej miłości i bycia ta jedyną. Obserwująca swojego nauczyciela najpierw z bezpiecznej odległości Janna, stara się zrozumieć jego postępowanie i doszukać w nim sensu. Nie jest łatwo – również dla czytelnika. Skracając dystans niczym prawdziwy szermierz atakujący przeciwnika, odkrywa tajemnice mężczyzny, jednocześnie rozumiejąc coraz więcej (choć czasami miałam wrażenie, że to tylko złudzenie). Jej emocjonalnemu dojrzewaniu towarzyszy polityka, która jest głównym tematem rozmów gości przybywających do posiadłości von Böttichera. Gości dziwnych, wielbiących Hitlera, totalnie zapatrzonych w obietnice, którymi ten mamił ludzi.

Tym, co niewątpliwie przyciąga do „Holenderskiej dziewczyny” jest piękny język, którym posługuje się autorka. Ta powieść jest gęsta od zdań pełnych znaczenia. Jednak to, co pierwotnie zachwyca, z czasem staje się męczące. Liczba wątków i postaci, często niewiele wnoszących do „akcji” książki, powoduje znużenie. Cudzysłów nie jest tutaj przypadkowy, bowiem książka de Moor jest do bólu statyczna. To nie jest tak, że w niej nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie, dzieje się tyle, że trudno nadążyć. Trudno jest również powiązać wątki, polubić bohaterów i choć na chwilę przystanąć. Ta książka jest duszna od chęci powiedzenia wielu rzeczy przy jednoczesnym ograniczeniu się do minimum. I wierzę, że dla Holendrów może być to ważna lektura, bo pewnie w poszczególnych scenach znajdą więcej sensu. Dla mnie ta lektura była spotkaniem z piękną prozą zaburzoną przez sposób prowadzenia narracji.

Naprawdę trudno ocenić mi „Holenderską dziewczynę”. Mogłaby to być naprawdę wspaniała, poruszająca i emocjonująca powieść, ale zjadł ją trochę wymuszony mrok rzucony na całą fabułę oraz bohaterowie, którzy okazali się irytujący i w zasadzie w wielu przypadkach niepotrzebni. Dlatego też ocenę zostawiam Wam – czytelnikom, którzy zdecydują się na lekturę tej książki.

Może Ci się również spodobać: