Recenzje

„Moja doskonała żona”
Samantha Downing

przez

Doskonałe żony nie istnieją, podobnie jak idealni mężowie. Dla mnie doskonałość oznacza kłopoty i może wam się to wydać dziwne, ale jeszcze nie zdarzyło się, żebym miała powód, by zmienić zdanie. Sięgając po „Moją doskonałą żonę” Samanthy Downing, wiedziałam, że wszystko, co wyda mi się idealne, będzie jedynie złudzeniem i mój brak wiary w doskonałość kogokolwiek doprowadzi mnie szybko do odkrycia, o co chodzi w tajemnicy, która osnuwa związek głównych bohaterów. W tej kwestii się myliłam – tu nic nie było oczywiste.

Debiut Downing to opowieść o przeciętnych ludziach, którzy z przeciętnością nigdy nie chcieli mieć nic wspólnego. To historia o pozorach, szaleństwie i jego konsekwencjach. O przełamywaniu rutyny, która wkrada się do każdego związku, niezależnie od tego, jak bardzo się staramy. Millicent i jej mąż bardzo chcą uchodzić za członków śmietanki towarzyskiej. Ona, zajmująca się sprzedażą największych domów w najbogatszej dzielnicy, marzy o tym, by być właścicielką jednego z nich. On, uczący gry w tenisa najbogatszych mieszkańców owej dzielnicy, chciałby być po drugiej stronie siatki. Prywatna szkoła dla dzieci, przynajmniej jedno lepsze auto oraz bywanie na spotkaniach z „właściwymi” ludźmi mogłoby stanowić spełnienie ich marzeń, gdyby nie to, że wspólnie wikłają się w historie podszyte okrucieństwem i bólem. I to właśnie ten fragment ich ułożonego życia staje się głównym wątkiem „Mojej doskonałej żony”.

Postrzegam tę powieść dwojako. Z jednej strony widzę w niej grubymi nićmi szytą historię niepopartą odpowiednio konkretnym wprowadzeniem. Przyznam, że trudno jest dokładnie wytłumaczyć o co chodzi, nie zdradzając szczegółów fabuły. Napiszę tylko tyle, że dla mnie motywacje bohaterów do takiego, a nie innego sposobu życia nie zostały wystarczająco uzasadnione, a przecież  każde postępowanie ma swoją przyczynę, jest konsekwencją jakiegoś wydarzenia, przeżycia. Podczas lektury cały czas zastanawiałam się, dlaczego bohaterowie żyją tak, a nie inaczej, co nimi kieruje, dlaczego znajdują przyjemność w takim, a nie innym postępowaniu. I choć autorka próbowała  odpowiedzieć na moje pytanie, niestety nie potrafiła mnie przekonać.

Z drugiej strony można dopatrywać się w „Mojej doskonałej żonie” wielu aspektów naszej codzienności. Gdy odrzucimy na chwilę „hobby” głównych bohaterów, zauważymy, że są bardzo podobni do nas – borykają się z dorastającymi dziećmi, próbują zapewnić im wszystko, czego potrzebują, mierzą się z nie zawsze kolorową rzeczywistością. Właściwie mimo wszystkich starań, wciąż są przeciętną rodziną, niezależnie od tego, czy jeżdżą najnowszej klasy samochodem i mieszkają w pięknej dzielnicy. Próbują dorównać, wspiąć się na szczyt, osiągnąć dużo – ale czy to jest takie dziwne? Gdy rozejrzymy się wokół, zobaczymy mnóstwo ludzi, którzy postępują tak samo. Może nawet nie musimy patrzeć obok, czasem wystarczy spojrzeć w lustro. W tym wymiarze Downing zbliża się do czytelnika i staje się nieco bardziej wiarygodna.

Niewątpliwie „Moja doskonała żona” należy do tych lektur, które połyka się w dwa wieczory i odkłada z satysfakcją i poczuciem fajnej, dość lekkiej przygody, choć sami bohaterowie serwują sobie przeżycia raczej z kategorii trudnych. Mimo to książka nie przytłacza i nie wywołuje znudzenia, a przyznam, że w tym gatunku to coraz rzadsze. Myślę, że zadowoli każdego, kto lubi spędzić wieczór przy książce, która pochłonie jego uwagę, ale jednocześnie nie zmęczy.

Może Ci się również spodobać: