Recenzje

„Dzień wagarowicza”
Robert Ziębiński

przez

Powoli oswajam się z myślą, że moje dzieci kiedyś dorosną i usłyszę magiczną prośbę o wyjazd ze znajomymi  na Mazury. Właściwie w głowie już słyszę to pytanie i widzę te wielkie oczy wyrażające błaganie i przekonanie, że odmowa wywoła koniec świata. Wyobrażałam sobie, że będę cudowną mamą i pozwolę na tę wyprawę, bo przecież zawsze będę pamiętać o tym, jak sama byłam nastolatką. Tak było do momentu, w którym przeczytałam „Dzień wagarowicza” Roberta Ziębińskiego. Dziś z pewnością najpierw zrobiłabym dokładny research na temat tego, czy w okolicy, w której będą przebywać moje dzieci, nie grasuje jakieś zombie. Brzmi dziwnie, śmiesznie, groźnie? Dokładnie taka jest powieść Ziębińskiego.

Inga Ochab, córka drugiego po Bierucie najważniejszego człowieka w naszym kraju, postanawia spędzić ze swoimi znajomymi tydzień w rządowej willi nad jeziorem Śniardwy. Ta niezwykle inteligentna i urocza dziewczyna nie podejrzewa, co spotka ją i jej przyjaciół podczas wypadu na Mazury. Właściwie nie spodziewałby się tego nikt o zdrowych zmysłach. A jednak to, co pierwotnie może wydawać się niewytłumaczalne, ma bardzo logiczne, naukowe wyjaśnienie. I być może właśnie dlatego „Dzień wagarowicza”’ pochłonął mnie bez reszty, bowiem pod powłoką lekkiego absurdu, który niezmiennie kojarzy mi się z horrorami, można było dojrzeć w nim sens obudowany ciekawą fabułą.

Książka Ziębińskiego to dla mnie swoista zagadka, bowiem jest połączeniem horroru z fantastyką – dwóch średnio rozumianych przeze mnie gatunków. A jednak muszę przyznać, że pochłonęła mnie do tego stopnia, że zarwałam noc. To nie jest literatura wybitna i na szczęście nie czuć, żeby autor miał takie aspiracje. Wydaje się raczej, że dał upust wyobraźni, miksując ją z zamiłowaniem do monster movies. Jako że do smaku brakowało jeszcze kilku rzeczy, to dorzucił historię Polski lat 50., pegeerowską rzeczywistość, kilku Rosjan, polsko-niemieckie zatargi, a następnie okrasił bohaterami, na temat których wcale się nie rozwodził. Prawdę mówiąc to, co w mojej opinii nie miało prawa się udać, udało się znakomicie, czego dowodem jest fakt, że dziś piszę ten tekst z przekonaniem, że powinniście sięgnąć po tę powieść.

Wiecie co urzeka mnie w „Dniu wagarowicza”? Brak ciśnienia, parcia, konieczności wykazania się nie wiadomo czym. Ta książka w żaden sposób nie jest wymagająca, nie zmieni również waszego życia (chyba że tak jak ja zaczniecie się zastanawiać, czy powinno się puszczać dzieci na wypady ze znajomymi) i nie sprawi, że zmienicie swój światopogląd. Nie. Ta powieść spowoduje, że poczujecie drętwienie nóg (ja je czułam), kilka razy przejdą was ciarki, przeczeszecie stojące na rękach włosy, zaśmiejecie się wielokrotnie, a na koniec pomyślicie, że tak pokręconej książki dawno nie przeczytaliście. A może nie, może stwierdzicie, że wcale nie jest aż tak pokręcona. Jednak na pewno uznacie, że jest ciekawa. Nie ma innej opcji.

Może Ci się również spodobać: