Po ponad trzech latach blogowania oraz po ponad trzydziestu latach kontaktu z książkami nie spodziewałam się, że jeszcze jest w stanie mnie coś zaskoczyć. Spróbowałam chyba każdego gatunku literackiego, posmakowałam różnej tematyki, skosztowałam wielu standardów. I nagle pojawiło się Wydawnictwo Nawias z propozycją objęcia patronatem książki, która miała przedstawiać sytuację lekarzy w dwudziestoleciu międzywojennym. Pomyślałam wówczas, że to teraz taki nośny temat – medycyna, studium różnych przypadków, opowieści zza drzwi gabinetu snute przez lekarzy i pielęgniarki z różnych oddziałów. Jeszcze wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że proponowana lektura to coś zupełnie innego, napisanego wiele lat temu i paradoksalnie wpuszczającego do literatury powiew świeżości. Gdy przeczytałam „Wcierki rtęciowe i obcęgi” Zofii Karaś i poznałam historię tego tekstu, wiedziałam, że czegoś takiego dzisiaj nikt już nie powtórzy.
Co ciekawe, w przypadku pierwszej wydanej przez Wydawnictwo Nawias książki, przyciągający jest nie tylko pamiętnik, którym niewątpliwe są „Wcierki…”, ale również sama Zofia Karaś i okoliczności pierwszego wydania książki. Autorka stworzyła ów tekst na potrzeby konkursu organizowanego przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który finalnie wygrała, a jej zapiski zostały opublikowane w 1939 roku jako pierwszy pamiętnik w zbiorze „Pamiętniki lekarzy”. Sama Karaś, poza sprawowaniem niezwykle odpowiedzialnej i dość trudnej (szczególnie jak na tamte czasy) roli, angażowała się w sprawy społeczne, organizując podczas II wojny światowej pomoc Żydom. Dożywając zaledwie 38 lat, z obawy przed aresztowaniem przez gestapo popełniła samobójstwo. I choć brzmi to niezwykle smutno, to z kart „Wcierek…” wyłania nam się kobieta pełna ironii, niezwykłego poczucia humoru i absolutnego dystansu do wymagań, które stawiała przed nią Kasa Chorych i konieczność leczenia mieszkańców Suchej Beskidzkiej oraz okolic ze wszystkich możliwych schorzeń, niezależnie od ukończonej specjalizacji.
„Wcierki rtęciowe i obcęgi” to zapis przypadków, na które trafiła Zofia Karaś podczas swojej niedługiej kariery lekarskiej. Przedstawione w postaci krótkich rozdziałów opisy spotykających ją sytuacji, które miały za zadanie przybliżyć nam co nieco z realiów czasów międzywojennych, skłaniają tak często do śmiechu, jak i do przemyśleń. Dodatkowo język, którym pisze autorka, nie należy w żaden sposób do literackiego języka – jest „swojski”, żywy, taki… prawdziwy. Ale tak naprawdę nie chodzi tutaj tylko o to, żeby się pośmiać i zaznać nieco innej formy. Zofia Karaś bardzo dobitnie pokazuje sposób myślenia ludzi o lekarzach, poradach lekarskich i ich potrzebie. Bardzo plastycznie ukazuje podział na prywatną praktykę lekarską oraz tę „fundowaną” przez ówczesną Kasę Chorych.
Lektura „Wcierek rtęciowych i obcęgów” nie zajmie wam dużo czasu, ale z pewnością będzie dla was pewnego rodzaju odkryciem. Ja spoglądałam na pacjentów autorki z perspektywy współczesności, porównując i wielokrotnie nie dowierzając. Myślę, że każdy z was z chęcią przeniesie się kilkadziesiąt lat wstecz i pozna bardzo ludzki obraz niegdysiejszej medycyny. Polecam.