Recenzje

„Piętno”
Przemysław Piotrowski

przez

Czego można spodziewać się po kryminale? Co najmniej jednego trupa, najczęściej jednego śledczego i wzmożonego napięcia. To taki standard, który stanowi punkt wyjścia do oceny, czy autorowi takiej książki udało się spełnić oczekiwania. Przyznam, że właśnie powyższy schemat spowodował, że na dłuższy czas rozstałam się z kryminałami. Wyjątek stanowił Robert Małecki, którego w wydaniu kryminalnym po prostu uwielbiam. Jednak coraz więcej okładek, nowych autorów, świetnych recenzji powodowało we mnie poczucie, że pozostaję w tyle. Jedno nazwisko szczególnie często przetaczało się w rozmowach, nawet wśród moich znajomych spoza czytelniczego świata. Przemysław Piotrowski. Okładka „Piętna” biła po oczach nie tylko w okolicach premiery, ale również długo później. Właściwie wciąż widuję ją bardzo często. To poniekąd zasługa drugiej części cyklu, „Sfory”. Przyznam, że mam za sobą obydwie części, jednak dziś skupię się na pierwszej (niewątpliwą przyjemność recenzowania drugiej zostawię sobie na później).

Napisać, że „Piętno” to rasowy kryminał, to jakby nic nie napisać. Poważnie. To sformułowanie zdążyło spowszednieć, a ta książka „powszednia” nie jest. „Piętno” to rewelacyjnie zbudowana opowieść, która dość mocno dotyka problemów niegdyś będących tabu, a dzisiaj mocno piętnowanych przez dziennikarzy śledczych, reporterów, ludzi, którzy przestali się bać. I owszem, mamy tu trupy, śledczych i ogromne napięcie, jednak to wszystko osnute jest wokół  fikcyjnych wydarzeń, które uważam – z racji wielu doniesień prasowych i dostępnych na rynku reportaży – fikcją wcale nie musiałyby być. Nie jestem zwolenniczką streszczania fabuły, dlatego napiszę tylko, że mamy tutaj do czynienia z okrutną matką przełożoną, która pod osłoną krzyża urządziła dzieciom z domu dziecka prawdziwą gehennę. I choć ten wątek stanowi właściwie tło do wydarzeń, które dzieją się współcześnie w Zielonej Górze, to dla mnie był wiodącym i absolutnie wiarygodnie przedstawionym.

Moim zdaniem Piotrowski, tworząc tę historię, mimo wszystko wyszedł poza schemat. Seria okrutnych morderstw, które wstrząsają Zieloną Górą, przywodzi na myśl najgorsze horrory. Autor poświęcił sporo czasu, by pokazać, z jak okrutnym przeciwnikiem muszą mierzyć się śledczy. Trzeba przyznać, że nie przebierał w obrazach i zaserwował nam naprawdę brutalne sceny, które doskonale wpisały się w klimat „Piętna”, sprawiając, że poszukiwania oprawcy stały się prawdziwym wyzwaniem.

Jednak tym, co szczególnie przyciągnęło moją uwagę, była ekipa śledcza. Już niemal standardem jest pojawienie się doskonałego policjanta, który na własną rękę, wychodząc poza prawo, w pocie czoła rozwiązuje zagadkę. Najczęściej ma swoje problemy, nałogi i chodzi własnymi ścieżkami. Piotrowski, zachowując w pewnym wymiarze ten schemat, poszedł dalej, wprowadzając na karty powieści jako kontrapunkt inne, ważne i niezwykle charyzmatyczne postaci. Zbudował zespół śledczych, w którym każdy odgrywał ważną rolę, co z pewnością wcale nie było takie proste. Mam poczucie, że celem pisarza wcale nie było skonstruowanie „niezgadywalnej” zagadki, a wypełnienie swojej książki momentami prawdziwej grozy. Niewątpliwie udało mu się. Osobiście uważam „Piętno” za jeden z lepszych kryminałów, jakie czytałam i po cichu wspomnę, że „Sfora” okazała się jeszcze lepsza.

Może Ci się również spodobać: