Wilkołaki kojarzą mi się z historiami z dzieciństwa. Nie tego najwcześniejszego, ale na tyle wczesnego, abym była w stanie uwierzyć w ich istnienie. Pamiętam jak dziś wieczory, podczas których wraz ze znajomymi siedzieliśmy na ławce pod blokiem i snuliśmy różne historie – im straszniejsze, tym lepiej. To był taki ówczesny „challange”. Niestety jako jedyna nie mieszkałam na tym osiedlu, więc tylko mnie czekał później spacer do domu. I bardzo często miałam pełne gacie, kiedy wydawało mi się, że słyszę za plecami czyjeś kroki. Moja wyobraźnia zaczynała pracować na najwyższych obrotach. Dziś wiem, że wilkołaki nie istnieją. Dorosłam, myślę racjonalnie, staram się nie popadać w paranoje. Ale są momenty, w których człowiek naprawdę zaczyna zastanawiać się, czy to, w co nie wierzy, istnieje czy też nie. Niewątpliwie w takiej sytuacji znaleźli się bohaterowie „Sfory” Przemysława Piotrowskiego. Bohaterowie, których znamy ze świetnego „Piętna”. Bohaterowie, którym przychodzi znów mierzyć się z przeszłością.
Znany z poprzedniej części komisarz Igor Brudny znów zostaje rzucony w wir wydarzeń związanych ze swoim dosyć parszywym dzieciństwem. Po raz kolejny wraca do swojej rodzinnej miejscowości, by stanąć twarzą w twarz z największym okrucieństwem w jego dotychczasowej karierze. Próbując rozwikłać zagadkę wilkołaka, stawia na szali nie tylko swoje bezpieczeństwo, ale również bezpieczeństwo najbliższych mu osób. Po raz kolejny również przychodzi mu skonfrontować się z siostrą Gwidoną i konsekwencjami jej działań. Brudny musi podjąć trudną decyzję i zdecydować się na współpracę z człowiekiem, który odcisnął ogromne piętno na jego psychice. Wszystko to sprawia, że „Sfora” nabiera odpowiedniego klimatu, wprowadzając czytelnika w stan permanentnego napięcia.
Wartością dodaną tej powieści jest niewątpliwie fakt, że poza napięciem charakterystycznym dla thrillera czy kryminału, mamy tutaj zarysowany istotny problem, który pochłania uwagę czytelnika. Podczas lektury wcale nie pędziłam na łeb na szyję za akcją, nie starałam się na siłę odgadnąć ki diabeł odrywa nogi czy ręce i z niezwykłą łapczywością pożera ludzkie mięso, zostawiając jedynie kości. Zastanawiałam się nad tym, jak bardzo krzywda, której doznajemy w dzieciństwie, determinuje nas i nasze działania jako dorosłych. Myślałam również o matkach zmuszonych patrzeć na cierpienie swoich dzieci. Cierpienie, które nie mieści się w ogóle w głowie. O tym, jak często ludzie określani jako ci źli są tacy tylko dlatego, że nigdy nie spotkało ich nic dobrego.
„Sfora” to studium bestialstwa, którego doświadczenie budzi przymus zadawania cierpienia innym. To historia o tym, jak złość i gniew rodzi złość i gniew. Jak odczuwana krzywda znajduje swoje ujście w zadawaniu jej innym. Wciąż zostaję pod wrażeniem Piotrowskiego i serii, która właśnie doczekała się trzeciej części. Niebawem po nią sięgnę, a dzisiaj zachęcam Was do przeczytania „Piętna” i „Sfory”. Nie zawiedziecie się.