Recenzje

„Synapsy Marii H.”
Hanna Krall

przez

Mam wrażenie, że dobrnęłam do momentu, w którym bez żadnego wstydu mogę powiedzieć „nie potrafię”. Nie potrafię napisać recenzji. Bo jak recenzować książkę kogoś takiego jak Hanna Krall? Jak oceniać tekst napisany przez wybitną reporterkę będącą symbolem polskiego reportażu? Gdy w moje ręce trafiły „Synapsy Marii H.”, wiedziałam, że będzie trudno. Nie wiedziałam, że aż tak.

Czym są tytułowe synapsy? To mosty między przeszłością a teraźniejszością. Miejsca, w których zachodzi komunikacja między życiem kiedyś a życiem teraz. Połączenie „było” z „jest”. Takie powiązania spotykamy we wspomnianej książce. Powiązania między „przed” i „po”.  To zestawienie z pozoru nieistotnych momentów życia z tymi, które zmieniły nasz (i nie tylko) świat. Mamy ciepłe krople Pogorii spływające po ciele podczas kąpieli i walące się wieże World Trade Center, z których cudem udaje się wyjść jednej z bohaterek. Jednak u Hanny Krall wszystko jest ważne. Nieważność nie istnieje, bo pisarka nie daje jej przestrzeni.

O czym jest ta książka? Nie potrafię tego wszystkiego ująć słowami. Na pewno jest to historia o nieporównywalnej z niczym sile matczynej miłości i poczuciu obowiązku względem autystycznego syna. To swoisty hołd oddany tym, których życie wypełniła opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem. Jakież to aktualne w dzisiejszym świecie! Jednocześnie „Synapsy…” stają się pretekstem do tego, by docenić to, co się ma i spróbować zrozumieć innych. To krótka powieść o zrozumieniu, tolerancji, o radości z rzeczy najmniejszych. To również cała gama wspomnień z życia zarówno głównej bohaterki, jak i matki jej męża, dwóch Marii, które autorka znała – jedną osobiście, drugą z opowiadań.

W tej niezwykle oszczędnej w słowa książce miejsca zmieniają się jak w kalejdoskopie. W jednym momencie znajdujemy się na znanej mi z dzieciństwa Pogorii (Dąbrowa Górnicza), a za chwilę na odległym Manhattanie (Nowy Jork). W jednej chwili jesteśmy w domu i próbujemy zrozumieć, co znaczą posklejane ze sobą, niezrozumiale wypowiadane słowa, a w drugiej staramy się zrozumieć, dlaczego ktoś pozbawia nas wolności i pakuje do wagonów jak bydło.

„Synapsy Marii H.” to zapis chwil, fragmentów rzeczywistości, momentów. To mozaika przeżyć, układana przez doświadczonego fachowca – wydawałoby się bez ładu i składu, bez projektu i chwili przemyślenia. Bez korekty, poprawek, ponownych prób. Takie właśnie jest życie. Złożone z różnych akapitów, podzielone zdaniami, wypełnione różnymi wątkami. Ale to życie. Całość.

Wydaje mi się, że tę niezwykle krótką książkę można byłoby analizować bez końca, bowiem każda scena, każdy rozdział ma jakiś większy sens. Niestety ja nie mam tyle wiedzy i odwagi, dlatego pozostawię „Synapsy Marii H.” w sercu, niekoniecznie wylewając wszystko na tekst. Ten jeden raz.

Może Ci się również spodobać: