Recenzje

„Władcy strachu”
Ewa Winnicka, Dionisos Sturis

przez

Kiedy po kilkunastu stronach książki wiesz, że nie zaśniesz w nocy, to znak, że czytasz coś wyjątkowego. Kiedy po kolejnych kilkudziesięciu stronach twój mózg wciąż mieli przedstawione wydarzenia, z jednej strony nie dowierzając, a z drugiej mając pełną świadomość, że naprawdę miały miejsce, zaczynasz zastanawiać się, co z tym światem jest nie tak.

„Władcy strachu” Ewy Winnickiej i Dionisosa Sturisa to historia cierpienia i milczenia. To opowieść o z pozoru idyllicznym miejscu, które było piekłem. Jersey. Mała wyspa u wybrzeży francuskiej Normandii. Formalnie podlega Wielkiej Brytanii, jednak jest osobnym bytem posiadającym własny system prawny i finansowy. To raj podatkowy. I miejsce, które otacza zmowa milczenia.

Winnicka i Sturis trafiają na wyspę Jersey w związku z historią Damiana Rzeszowskiego, który podczas zwykłego grilla zabił sześć osób, w tym swoją żonę i dwójkę dzieci. Chcąc opowiedzieć o realiach życia emigrantów, trafiają na raport dokumentujący skalę okrucieństwa wobec dzieci w tamtejszych sierocińcach. W ten sposób zaczyna się zbieranie materiałów do „Władcy strachu”.

Katowanie, molestowanie, gwałty, pedofilia – codzienność, w której przyszło dorastać dzieciom oddanym pod opiekę pracowników Haut de la Garenne, państwowego ośrodka dla dzieci od pierwszego miesiąca do szesnastego roku życia. Takich ośrodków na wyspie Jersey było więcej. To tam poddawano dzieciom bagatelizowanym przez wszystkich, przechodzących ludzkie pojęcie torturom. Winnicka i Sturis, rozmawiając z tymi dziećmi (dziś dorosłymi ludźmi), obnażają system panujący na wyspie. Nie bojąc się zadawać pytań ludziom, którzy w tamtych czasach byli wychowawcami, dyrektorami, nadzorcami, ujawniają siatkę powiązań między ludźmi z najwyższych stanowisk a wieloletnimi katami, którzy zawsze byli w stanie uciec od odpowiedzialności. Autorzy w bardzo dyskretny, pozbawiony jakichkolwiek komentarzy sposób opisują swoje rozmowy z każdą ze stron, również z tymi, którzy naprawdę chcieli przeciwdziałać przemocy, ale przegrali walkę z systemem aprobującym przestępstwa.

Jednak to nie jest tak, że „Władcy strachu” to jedynie opis tego, co działo się na wyspie Jersey. Autorzy próbują odpowiedzieć na pytanie, dlaczego niewielka w gruncie rzeczy społeczność tak bardzo pilnuje swoich tajemnic i jak silne jest wśród nich poczucie swego rodzaju wspólnoty. Dlaczego nikt z wewnątrz nie podjął walki. To staje się tym bardziej widoczne, im więcej w reportażu pojawia się ludzi z zewnątrz, którzy konfrontują swoje odczucia, wrażenia i swoją wiedzę z ogólnie przyjętą, jedynie akceptowalną wizją raju, za jaki uchodzi wyspa Jersey.

To niezwykle emocjonująca książka. Jedna z tych, które zaburzają myślenie o świecie i ludziach. Kiedyś odstawiłabym ją na półkę z since-fiction. Dziś, kiedy sami mierzymy się z różnego rodzaju raportami na temat powszechnie znanych ludzi na stanowiskach (politycznych i kościelnych), dociera do mnie, że nie ma czegoś takiego jak raj. Chyba że na zdjęciach. A często ci, którzy wydają się szczególnie krystaliczni, są jeszcze bardziej niedoskonali.

Może Ci się również spodobać: