Continue reading „Cherub”
Przemysław Piotrowski
"/> „Cherub” Przemysław Piotrowski – Spadło mi z regała
Recenzje

„Cherub”
Przemysław Piotrowski

przez

Książka nie zawsze musi być doskonała, żeby wciągnęła czytelnika. Czasami, mimo niedoskonałości, wciąż stanowi świetną rozrywkę, a moment, w którym można oderwać się od rzeczywistości i przenieść gdzie indziej (nawet jeśli alternatywna rzeczywistość jest pełna emocjonalnego brudu, nieopisywalnego bólu i totalnie obezwładniającego strachu) jest tym, czego czytelnik szuka. Niewątpliwie z takimi właśnie realiami spotykamy się w „Cherubie” Przemysława Piotrowskiego, trzeciej części serii z Igorem Brudnym w roli głównej. Po doświadczeniach z „Piętnem” oraz ze „Sforą” byłam spokojna o kolejne spotkanie z komisarzem, a jednak muszę przyznać, że kończyłam lekturę z mieszanymi uczuciami, choć niewątpliwie historia wciągnęła mnie jak nic innego w ciągu paru tygodni.

Schemat jest ten sam. W Zielonej Górze ma miejsce niezwykle brutalne zabójstwo, które łączone jest z wydarzeniami sprzed lat, mającymi miejsce w sierocińcu, w którym Brudny się wychowywał. Komisarz zostaje włączony do śledztwa i jak to już było we wcześniejszych częściach wykazuje się niezwykłym zmysłem obserwacji i ponadprzeciętną umiejętnością łączenia faktów. Wciąż również nasz samiec alfa prezentuje absolutny brak umiejętności radzenia sobie z uczuciami, co jest nie tyle frustrujące, co po prostu denerwujące. Rozumiem chęć nadania ludzkich cech człowiekowi, który jawi się nam jako niezniszczalny, ale po mojej głowie ciągle kręciło się pytanie: czy naprawdę zawsze musimy z facetów robić takie emocjonalne sieroty?

Brudny to niewątpliwie współczesny Rambo. Nie jest to nowość, bowiem taki rys postaci pojawił się już w „Piętnie” i „Sforze”, aczkolwiek w najnowszej książce osiąga wymiar wręcz fantastyczny. I tutaj jak dla mnie Piotrowski popełnił pierwszy błąd, nadając bohaterowi niemal nadludzkich umiejętności. Odnotowuję to spostrzeżenie nie jako wadę, ale jako coś, co może zgrzytać, jeśli czytelnik niewystarczająco zaangażuje się w akcję. Ja się zaangażowałam i choć powyższa myśl krążyła po mojej głowie, w żaden sposób nie wpłynęła na to, że jak Brudnego lubiłam, tak wciąż go lubię.

Jest jednak coś, co psuje „Cheruba” – epatowanie brutalnością. Zasadniczo nie mam z tym problemu, bo wcale nie uważam, że książki, a już szczególnie kryminały, muszą być przyjemne. Jednak to, co wcześniej było akceptowalne i nawet pozytywnie wyróżniające tę serię, tutaj przekroczyło granicę i mocno otarło się o przesadę. Miałam wrażenie, że Piotrowski nie wyhamował w odpowiednim momencie, wpadł na skrzyżowanie i zamiast wcisnąć hamulec, w stylu swojego głównego bohatera z pełną premedytacją wcisnął gaz myśląc, że uda mu się wyjść z tego cało. No nie. Zawieszone na lampie jelita czy walająca się po podłodze wątroba w żaden sposób mnie nie obrzydzają. Po prostu wydaje mi się, że istnieje granica, po przekroczeniu której robi się mniej literacko, a bardziej efekciarsko. A to dobrej książce nie jest potrzebne.

I choć (jak widać) mam kilka uwag do „Cheruba”, choć uważam, że można byłoby napisać go z mniejszą przesadą w kilku elementach, to jednak wciąż jestem zdania, że Przemysław Piotrowski wykonał kawał dobrej roboty i z ogromną przyjemnością sięgnę po jego kolejną książkę, by sprawdzić, czym jeszcze może mnie zaskoczyć.

Może Ci się również spodobać: