Gdyby spojrzeć na gatunek literacki jakim jest kryminał z perspektywy pochodzenia jego autora, można byłoby z góry stworzyć pewną charakterystykę. Tak mi się przynajmniej wydaje. Dość łatwo jest odróżnić kryminał amerykański od skandynawskiego. Jeśli chodzi o Polskę, to coraz więcej pisarzy zaczyna tworzyć coś swojego, nadając powieściom charakterystyczne elementy, które pozwalają wskazać ich jako autorów danej książki. Dużo mówi się również o cechach czeskiego kryminału, ale – cóż, trzeba przyznać – w tym zakresie dotychczas byłam totalną ignorantką. Dzięki Wydawnictwu Afera udało się to zmienić.
„Człowiek pana ministra” Michala Sýkory miał być dla mnie próbą. Z jednej strony wchodziłam w narrację i próbowałam odnaleźć się w dość szczegółowej fabule, z drugiej próbowałam uchwycić ducha czeskiej literatury, bo uznałam, że na pewno go wyczuję. Nie wiem, czy tak się stało, ale niewątpliwie poczułam sympatię do bohaterów wspomnianej książki. Pozytywne emocje, które towarzyszyły lekturze, rosły wraz z kolejnymi tropami, odnajdywanymi powiązaniami i ukrytymi motywacjami. Sýkora zdecydowanie nie poszedł na skróty, nie ubrał swojej książki w standard z serii „jest trup – jest zbrodnia”, tylko bardzo umiejętnie prowadził mnie przez wymyśloną przez siebie historię, doprowadzając do momentu, w którym nie potrzebowałam żadnego wysiłku, by dokładnie widzieć wszystko, co opisywał, choć – jak wspomniałam – poziom szczegółowości jest tutaj dosyć wysoki.
Paradoksalnie (paradoks bierze się w tym wypadku głównie z geografii) najbardziej zadziwiło mnie odkrycie podobieństwa Czechów do Polaków w kwestii podejścia do nowego i starego ładu. Miałam momentami wrażenie, jakbym odtwarzała sceny z polskiego poletka, w którym jedni bardzo silnie bronią „bo kiedyś to było lepiej”, a inni „musimy szukać nowoczesnych rozwiązań”. Prowadzone śledztwo stanowi dość pogniecioną poszewkę, w którą Sýkora ubrał rzeczywistość niewielkiego czeskiego miasteczka, czeskiej policji i kadry naukowej. Szukanie haków na konkurencję, przekręty, kumoterstwo – znamy to doskonale. Tak więc nie ma tutaj jedynie trupa i zbrodni. Tu jest obyczaj, sensacja, polityka, a momentami komedia, bo autor ma niewątpliwie smykałkę do tworzenia przekoloryzowanych scen, które szczerze bawią czytelnika.
Jak zatem wypadła próba? Michal Sýkora wyszedł z tej próby zwycięsko, a ja? Trudno mi to ocenić, bo wciąż jestem amatorką czeskiego kryminału. Jednak jako czytelniczka, osoba, która lubi kończyć dzień z dobrą książką, spokojnie mogę stwierdzić, że nasza literacka przyjaźń może się rozwinąć. „Człowiek pana ministra” jest bardzo dobrym przyczynkiem do tego, by poznawać literaturę naszych sąsiadów. W moje ręce już trafiły kolejne książki z serii „Czeskie Krymi” od Wydawnictwa Afera, więc chętnie będę studiować podobieństwa, różnice i tworzyć w głowie charakterystykę kryminału w wydaniu naszych sąsiadów.