Recenzje

„Skradzione życie”
Magdalena Wala

przez

Tak często narzekamy na nudę. Na przewidywalność każdego dnia, na codzienny kierat, obowiązki fakt, że nie dzieje się nic szalonego. Chcielibyśmy odskoczni, czegoś nowego, powiewu świeżości. Nie zawsze doceniamy to, co  mamy. Często budzimy się dopiero wtedy, kiedy tego wszystkiego zabraknie. I o tym właśnie momencie, a także jego konsekwencjach, opowiada nam Magdalena Wala w swojej książce „Skradzione życie”, rzucając swoich bohaterów w wir wojennych wydarzeń i odbierając im… wszystko.

Poznając historię rodziny Abramowiczów, miałam przed oczami sceny z serialu „Unorthodox”. Przez chwilę Ewa miała dla mnie twarz Esther Shapiro (później przyjęła twarz mojej córki, ale o tym przeczytacie dalej), a jej przyszły mąż na zawsze zostanie dla mnie sobowtórem jej serialowego męża. Małżeństwo z ortodoksyjnym Żydem, wizja życia pod jego dyktando, zupełnie odmiennego od tego, które Ewa Abramowicz toczyła dotychczas, staje się punktem wyjścia do opowiedzenia historii o stracie, poszukiwaniu swojego miejsca i kłamstwie, które może uratować życie. I o nadziei, bo gdyby nie ona, ta powieść nie mogłaby się tak potoczyć.

Można byłoby powiedzieć, że takich historii było już mnóstwo. Jakkolwiek to zabrzmi – kwestia żydowska to temat, który po prostu „działa”. Aktualnie można byłoby powiedzieć „dobrze się klika”. I choć brzmi to brutalnie, to jednak chyba należy szukać tej dobrej strony i cieszyć, że wśród ludzi, zarówno starszych, jak i młodszych, rośnie historyczna świadomość i chęć szukania prawdy. Jednak „Skradzione życie” nie jest historią jakich wiele, bo nie każda jest opowiedziana z takim przywiązaniem do szczegółów. Magdalena Wala nie ograniczyła się jedynie do przedstawienia fabuły, rozwinięcia tematu, problemu, wątku, który przecież gdzieś już w jej twórczości się pojawił. Wydaje się, jakby zrobiła ukłon w stronę czytelnika, mówiąc mu „dałam z siebie wszystko, żebyś zrozumiał”. A przynajmniej ja tak odebrałam tę książkę, bowiem poza samą opowieścią o żydowskiej rodzinie, dostałam mnóstwo wskazówek i wiedzy, które pozwoliły mi lepiej poczuć nie tyle klimat tamtych czasów, co elementy kultury i religii Żydów.

Czytam książki między innymi po to, aby zrozumieć. Często również odczuwam je, podkładając pod postaci kogoś ze swojego otoczenia. Bawię się lekturą, próbując sobie wyobrazić, jak zachowałabym się w danej sytuacji, jak zachowałby się mój syn, mąż czy moja córka. Często buduję w głowie alternatywną rzeczywistość, w której to my stajemy się bohaterami opisywanych wydarzeń i próbuję nazwać emocje, które uruchamiają się w moim sercu. Przyznam, że wizja mojej córki błąkającej się po świecie, który jej nie chce, nie potrzebuje i uważa za wroga, wywołała we mnie przerażenie. A przecież w takiej sytuacji znalazła się Ewa, która jest jedynie symbolem wielu młodych kobiet wyklętych przez tych, dla których były powodem i problemem.

Po lekturze „Skradzionego życia” po raz kolejny doceniłam moją codzienność. Stabilizacja, choć czasami nudna, daje poczucie bezpieczeństwa, a właśnie tego potrzebuję najbardziej w świecie, który ciągle się zmienia, za którym coraz mniej nadążam. Mam swój dom, swoją rodzinę, pracę. Mam gdzie wracać, gdzie spać, co jeść. Wszystko może zmienić się w ciągu chwili, dlatego warto szanować to, co się ma.

Może Ci się również spodobać: