Recenzje

„Siła rzeczy”
Roma Ligocka

przez

Stłuczona filiżanka, ukruszony kubek, zgubiony pierścionek. To tylko przedmioty – słyszymy. Często nawet tak myślimy, próbując walczyć ze smutkiem, jaki wywołuje w nas strata. Otoczeni mnóstwem przedmiotów, nie przywiązujemy wielkiej wagi do pękniętego dzbanka czy zepsutego pióra. To tylko rzeczy, które można odkupić. A jednak przedmioty, którymi się otaczamy, w jakiś sposób nas definiują, mówią o nas więcej niż moglibyśmy sobie wyobrazić, wpływają na postrzeganie nas przez  innych. Są ważne. Również dla minimalistów, bowiem nawet oni mają w swoim otoczeniu przedmioty. Może jest ich mniej, ale są. I być może dlatego, że jest ich niewiele, są tym bardziej istotne. Rzeczy mają siłę, a „Siła rzeczy” Romy Ligockiej ma w sobie szczególną moc, która dociera głęboko do czytelniczego serca. Ta powieść to kwintesencja z jednej strony czułości i uważności wobec tego, co jest, a z drugiej respektu wobec wspomnień.

W najnowszej powieści autorka bestsellerowej „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku” zabiera nas w sentymentalny rejs po przedwojennym życiu Anny Abrahamer, która wciela się w rolę kapitana, przyjmującego czytelnika na pokładzie swojego statku. Sterem jest jej pamiętnik, w którym odnajdujemy współrzędne. Z jednej strony mamy tutaj codzienność – utrzymując metaforę rejsu, można powiedzieć, że doświadczamy spokojnego, pozbawionego wiatru morza, po którym statek swobodnie płynie w kierunku portu. Z drugiej strony zauważalne jest napięcie towarzyszące podróży. Anna Abrahamer, babka Romy Ligockiej, opisując codzienność 1938 i 1939 roku, delikatnie trąca struny niepewności zaszyte gdzieś w głowie czytelnika. Perspektywa wojny, o której my wiemy, a której autorka pamiętnika początkowo się nie spodziewa, czyni ten tekst jeszcze bardziej uderzającym. Niepokój, który narasta w kobiecie w miarę upływu czasu i kolejnych doniesień z Niemiec, udziela się czytającemu, powodując, że w pewnym momencie nie robi on nic innego poza  czekaniem. Na wybuch. Na eksplozję. Na odkrywanie historii, którą zna.

„Siła rzeczy” to literacki hołd dla codzienności, zwyczajności, tego, co tu i teraz. To ukłon wobec  wszystkiego, co sprawia, że czujemy się bezpieczni. Zapachy, smaki, przypadkowy dotyk, uśmiech, łzy – z tego wszystkiego zbudowany jest nasz świat. Gdy tego zabraknie, nasz świat ginie.

Pisarka znajduje punkt wspólny między tym, co przeżywała jej babcia, a tym, co zdarzyło się w tracie pobytu autorki na Lazurowym Wybrzeżu. Tym, co łączy historię Anny i Romy jest napięcie, niepewność i wszechobecna niecierpliwość. To nie wojna, ale pandemia. „Siła rzeczy” łączy te dwa kataklizmy, wskazując na podobieństwa między tym, co przeżywali ludzie prawie sto lat temu, a tym, co czują ludzie w obliczu nieznajomego wirusa. Śmierć to śmierć. Nieważne, w jaki sposób przychodzi. Dlatego tak istotne jest, żeby czerpać radość z codzienności i dostrzegać w niej wartość. Nigdy nie wiadomo, co może zburzyć nasz spokój i zabrać najbliższych.

Może Ci się również spodobać: