Continue reading „My Love Story. Autobiografia Tiny Turner”
Tina Turner
"/> „My Love Story. Autobiografia Tiny Turner” Tina Turner – Spadło mi z regała
Recenzje

„My Love Story. Autobiografia Tiny Turner”
Tina Turner

przez

Niby wszystko można kupić, za wszystko zapłacić, z wszystkiego zrobić biznes. Często słyszy się, że wszystko ma swoją cenę, jednak są rzeczy, na które po prostu trzeba zapracować. Naprawdę mocno w to wierzę. Jasne, że czasem wystarczy znaleźć się w dobrym miejscu i czasie – co do tego nie mam wątpliwości – jednak taka sytuacja zdarza się raz na milion. Rozważałam tę kwestię podczas czytania „My Love Story. Autobiografia Tiny Turner” i utwierdziłam się w przekonaniu, że są rzeczy, których nie załatwimy jedynie pieniędzmi. Nie można kupić sobie uwielbienia milionów ludzi i zapłacić za tytuł ikony światowej sceny muzycznej. Dlatego, mając sporo obiekcji co do wszelakich autobiografii, z ciekawością sięgnęłam po wspomnianą książkę, przenosząc się w czasie i towarzysząc Annie Mae Bullock podczas wspinaczki na sam szczyt list przebojów. A była to naprawdę trudna droga.

Tina Turner w swojej autobiografii nie skupia uwagi na pokazywaniu blasków i cieni kariery muzycznej. Nawet jeśli to robi, to wydaje się, że mimochodem. Wokalistka otwiera przed nami bramy do trudnego, ale wypełnionego muzyką życia kobiety, której jedynym marzeniem było dawać ludziom przyjemność, tworząc na scenie show, jakiego nie widzieli. Być może z perspektywy tego, co dzisiaj możemy obserwować podczas koncertów gwiazd (nie tylko tych międzynarodowych, ale również polskich), postrzegamy „show” jako coś normalnego. Niejednokrotnie widzimy latające wokalistki, sypiące się z nieba płatki kwiatów czy inne atrakcje, które zapierają dech w piersiach. Jednak gdy na scenę wychodzi Tina Turner… Ta kobieta elektryzuje niepowtarzalnym głosem, charyzmą i ciepłem, które nawet ja czułam, oglądając w telewizji jej koncerty.

Turner wydaje się boginią. Nieśmiertelną, niepokonaną, totalnie wyjątkową. Dzięki „My Love Story…” wokalistka nabiera „człowieczeństwa”. Poznajemy historię jej pierwszego małżeństwa – upokorzeń, podległości, strachu. Czytamy o jej problemach zdrowotnych, o miłości, dobroci i oddaniu, których teraz doświadcza. Poznajemy jej inspiracje, towarzyszymy jej w domu, podczas wymarzonego ślubu, w szpitalu, gdzie czeka na poważną operację. Wielka Tina Turner zstępuje z Olimpu i nagle staje się kimś, komu chętnie wysłałoby się kartkę na święta – ot tak, by sprawić jej przyjemność.

„My Love Story. Autobiografia Tiny Turner” to nie jest literacka perła. Jest to przyjemna, choć słodko-gorzka historia dziewczyny, która wiedziała, czego w życiu chce.

– Mamo, kim jest Tina Turner? – zapytał mnie niedawno mój 10-letni syn, gdy w radio poleciała najnowsza wersja hitu „What’s Love Got to Do With It”.

– To ikona muzyki, synu – odpowiedziałam.

– A ty ją znasz? – zapytał.

– Nie, to raczej niemożliwe – odpowiedziałam.

Dziś, po lekturze „My Love Story…” chyba odpowiedziałabym inaczej.

Może Ci się również spodobać: