Dziś napiszę trochę o spokoju, bo jest on potrzebny do wszystkiego – również do czytania. Trzeba mieć przestrzeń zarówno wokół siebie, jak i w głowie. Czytelnik doświadcza go wtedy, gdy ma pewność, że przed nim lektura dobrej książki. Nie ma obawy, że się zawiedzie, że czeka na darmo, że rzuci powieścią w kąt. Tak dzieje się wówczas, gdy mamy zaufanie do autora lub autorki. Wtedy możemy ze spokojem oczekiwać premiery, a potem zaszyć się w kącie, czytać i zachwycać się.
Zastanów się, ilu jest pisarzy albo ile pisarek, którzy taki spokój zapewniają. Ja w natłoku nazwisk stuprocentową pewność mam tylko wobec kilkorga. Z pewnością w tym zacnym gronie jest Zofia Mąkosa. I choć nie ma na swoim koncie wielu powieści, to już sprawiła, że na jej książki czeka się co najmniej jak na ulubione danie w restauracji – przebierając nogami i z ogromnym apetytem. Proza autorki jest potwierdzeniem tego, że ilość to naprawdę sprawa co najmniej drugorzędna – na pierwszy plan wysuwa się jakość i ogromna wiedza.
Nie da się ukryć, że autorka rozpoczęła ten rok z przytupem. „Kamień w wodę”, pierwsza część serii „Makowa spódnica”, wywołał w wielu czytelnikach zachwyt. Byłam o to spokojna. To kolejny pokaz wiedzy, mądrości i umiejętności tworzenia przejmujących historii w wykonaniu jednej z lepszych polskich pisarek. Co dla mnie jest szczególnie ujmujące w tej książce? Plastyka, którą operuje Mąkosa. Czytając o Widze i reszcie bohaterów, widziałam ich twarze – mimikę, grymasy, kaprysy . Czułam strach Wigi, gdy wokół jej domu krążył kłusownik, uśmiechałam się, obserwując rodzącą się miłość, rozbudzałam w sobie instynkt detektywa, chcąc rozwiązać wszystkie tajemnice.
Trzeba przyznać, że książki Zofii Mąkosy spokojnie mogłyby zostać zekranizowane i jestem pewna, że byłyby to hity. Jednak ja miałabym ogromny problem, żeby je obejrzeć. Pewnie mi się za to oberwie, ale właśnie tak czuję. Dlaczego? Bowiem autorka stworzyła w mojej głowie obrazy, które mogłyby zostać totalnie zaburzone przez wizję reżysera, co przecież ogólnie byłoby całkiem normalne, jednak dla mnie – nieakceptowalne. Bo ja ukochałam taką Wigę, jaką sobie wyobraziłam. Bo krążyłam po takiej wsi, jaką chciałabym odwiedzić. Bo makowa spódnica wyglądała tak, a nie inaczej. Bo wszystko w tej książce jest już tak bardzo moje, że nie chcę, aby ktoś to zmieniał. To znaczy znam rozwiązanie: musiałabym brać udział w produkcji, a to pewnie mało prawdopodobne.
„Kamień w wodę” to wspaniały, choć momentami niezwykle przykry obraz tego, jak bardzo ludzie potrafią być dla siebie źli. Jak niezwykle potrzebny dar może stać się przekleństwem i jak bardzo nie potrafimy akceptować odmienności. To opowieść o tym, jak łatwo poddajemy się innym, często tracąc umiejętność oceny sytuacji. O zabobonach, męczących nas upiorach i… tęsknocie, bo i jej jest tutaj całkiem sporo.
Dobrze. Zatem jaka jest ta powieść? Perfekcyjna w każdym calu. To książka, którą każdy powinien przeczytać. Nie dlatego, że niesie jakieś wielkie przesłanie. Ona po prostu jest potwierdzeniem tego, że polska literatura ma się bardzo dobrze.