Kiedy cały tydzień przeora Cię tak straszliwie, że nie masz siły nawet wziąć pełnego oddechu, wtedy lekka książka wydaje się wręcz jedynym wybawieniem. Książka, przy której po prostu będziesz się dobrze bawić, niekoniecznie nadwerężając już i tak mocno nadwerężoną machinę w twojej głowie. I żeby była jasność – lekka książka nie oznacza pozbawionej sensu, kompletnie bzdurnej treści. To po prostu taka historia, która angażuje, ale nie przeciąża. Taką właśnie powieścią jest „Kiedy ślub?” Nataszy Sochy.
To książka, która idealnie „weszła mi” w ostatni weekend. Weekend, który nastąpił tuż po niezwykle męczącym tygodniu. I przyznam, że to było najlepsze, co mogłam sobie zafundować. Historia Patrycji, Igora, Mai, Tamary i Marka rozbawiła mnie, a jednocześnie wykpiła nieco współczesność. Zresztą tego właśnie spodziewałam się po autorce, która od zawsze bardzo precyzyjnie punktuje absurdy naszej codzienności, pokazując różne punkty widzenia.
Tym razem Socha na tapet wzięła życie singla, przeciwstawiając mu życie w małżeństwie. Charakteryzując swoich bohaterów (jak zawsze w bardzo jaskrawy sposób), pokazała czytelnikowi różne punkty widzenia, a przede wszystkim to, że… zdania nie zmienia tylko krowa.
Kiedy nasi bohaterowie spotykają się w kołobrzeskim hotelu, próbując postawić na nogi średnio działający biznes, nikt nie spodziewa się, że to miejsce zmieni nie tylko ich życie, ale przede wszystkim podejście do całego świata. Każdy z nich to totalnie inna sytuacja, inne myślenie i kompletnie różne podejście do życia. Dla jednego najważniejsza jest wolność, dla drugiego dobra zabawa, dla jeszcze innego pozory. Są tam i tacy, którzy poddają się oczekiwaniom otoczenia, i tacy, którzy zrobią wszystko na przekór. Ich dyskusje obnażają ich samych, a także pewnego rodzaju zaściankowość współczesnego społeczeństwa, które narzuca wszystkim sposób życia taki, jaki uznaje za jedyny obowiązujący.
Chcesz być singlem? Jesteś egoistą, zapatrzonym w siebie egocentrykiem, który skupia się na sobie, na swojej karierze i robieniu pieniędzy. Nie ma nic pomiędzy.
Chcesz małżeństwa? Jesteś zaściankowy, ograniczasz swoje możliwości, sprowadzasz swoje życie do bycia kurą domową.
Białe albo czarne.
Nie ma szarości. Bo przecież to niemożliwe, żebyś była żoną, lubiła gotować i jeszcze robiła karierę! Takie twory nie istnieją. Nie możesz być singielką, która kocha dzieci i wcale nie ciśnie po dwanaście godzin w pracy, bo przecież singlem zostaje się tylko po to, żeby się wybić.
Białe albo czarne.
Może i życie byłoby prostsze, gdyby wszystko miało tylko dwie barwy. Jednak tak z pewnością nie jest. Dlatego – tak jak bohaterowie „Kiedy ślub?” – powinniśmy przyjrzeć się głębiej swoim pragnieniom. Być może okaże się, że to, co dotychczas wyznawaliśmy jako jedyną słuszną prawdę, tak naprawdę nas nie dotyczy?