Co mogą z nami robić książki? Bawić, uczyć, wywoływać refleksję nad życiem i budzić w nas wiele innych emocji. Od lat mieszam dawki, zmieniam proporcje, by wyciągać z literatury to, co w danym momencie jest dla mnie najważniejsze albo najbardziej potrzebne.
Po serii kryminałów, które miały mnie trochę odgonić od codzienności, sięgnęłam po „Głupca” Katarzyny Franus z nadzieją na coś szczególnego. Może niezbyt optymistycznego, może bolesnego, ale coś szczególnego, bo czułam, że ta powieść może właśnie taka być. Byłam gotowa, by poznać historię umierającej dziewczyny, której został zaledwie rok życia. Tak, postanowiłam przeorać się emocjonalnie przez powieść, która miała przynieść mi inną perspektywę.
Książka, o której mowa, jest trochę jak powieść drogi, przy czym drogą jest ostatnia prosta do cmentarza. Brutalne, ale prawdziwe. Kiedy Olga dowiaduje się, że zostało jej w sumie niewiele życia, postanawia wykorzystać je najlepiej jak może. Banalne? Owszem, ale dlaczego miałabym oceniać to jako dobre lub nie, skoro sama nigdy w takiej sytuacji nie byłam? W tym celu bohaterka udaje się nad morze i tam próbuje zapomnieć o nieuniknionym.
Nie wiem, jakie emocje chciała wzbudzić w czytelnikach autorka – refleksję nad żywotem, radość, że nie ich spotkało takie nieszczęście czy może nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. Nie wiem, bo nie poczułam nic. O ile przez pierwszą połowę książki jakaś nadzieja we mnie była, to jednak chyba nie ta, o którą mogłoby chodzić autorce. Po prostu ciągle liczyłam, że ta historia nabierze kolorów, tymczasem „Głupiec” okazał się powieścią jednokolorową, a co za tym idzie – mówiąc wprost – nieco nudną i przewidywalną.
Właściwie można powiedzieć, że bohaterka świetnie się w tym wszystkim odnalazła, bowiem sama ona była w swoich rozważaniach flegmatyczna i denerwująca. Mimo naprawdę ogromnych starań, próbowałam uchwycić wspólną dla nas przestrzeń, tymczasem nie potrafiłam zrozumieć absolutnie żadnej jej decyzji. A już w ogóle nie mogłam zrozumieć braku walki o życie i prób odbicia sobie swojej krzywdy na innych. Wiem, że takie mechanizmy występują, ale jakoś to wszystko mi się nie spinało.
To, co z pewnością należy podkreślić, to że „Głupiec” jest naprawdę dobrze napisany. Katarzyna Franus pisze po prostu ładnie. Jednak to za mało, by uznać książkę za szczególnie interesującą. Ot, niezła, niewymagająca wakacyjna lektura. I pewnie wielu może wydać się interesująca, ale mnie trochę zmęczyła. Z moich oczekiwań co do głębokiej historii zostało niewiele.