Recenzje

„Czas krwawego księżyca”
David Grann

przez

Jeżeli non-fiction to tylko takie – wciągające, wstrząsające i emocjonujące.

Cóż obchodzą mnie jacyś Indianie z Oklahomy? Co ciekawego może być w życiu bogatych Osagów, którzy żyją tysiące kilometrów ode mnie i w żaden sposób nie są związani z moją codziennością? Czy emocjonowanie się zabójstwami jest normalne?

Żeby odpowiedzieć sobie na te pytania, trzeba sięgnąć po „Czas krwawego księżyca” Davida Granna. Być może część z Was już obejrzała film, który zagościł na ekranach kin, jednak ja jestem zwolenniczką zasady: lepiej najpierw przeczytać książkę. A w tym wypadku to nie jest zwykły reportaż. To reportaż, który czyta się jak najlepszy kryminał. A momenty, w których przypominacie sobie, że nie macie do czynienia z książką fabularną, tylko z zapisem prawdziwego śledztwa, wzmagają zainteresowanie. Przyznam, że świadomość, iż to wszystko wydarzyło się naprawdę, za każdym razem wbijała mnie w fotel i niezmiennie zadziwiała (sama nie wiem, dlaczego aż tak).

Bogactwo. Kogo nie kusi? Kto mu się nie poddaje? Kto nie walczy na co dzień, żeby mieć więcej, żyć lepiej? Ile razy mówimy „temu się udało, nic nie zrobił, a tyle ma”. Nie inaczej było z Osagami. Osiedleni na (wydawałoby się) wymarłym terenie, zostali właścicielami ziem, pod którymi wręcz bulgotała ropa naftowa. Odkrycie tego faktu wywołało ogromne zainteresowanie władz, które nagle przypomniały sobie o Indianach i postanowiły zabawić się prawodawstwem tak, aby móc czerpać z tego odkrycia odpowiednie zyski. Nie inaczej było z ludźmi, którzy swoją chciwość przykrywali miłością czy sympatią, byleby uszczknąć coś dla siebie.

Tajemnicze morderstwa, powolne podtruwanie, przejmowanie majątków – to wszystko Grann pokazuje nam, dzieląc swoją książkę na trzy części: pierwszą poświęconą morderstwom, drugą skupioną na śledztwie i trzecią oddającą głos współczesności i potomkom Osagów. Wszystko to układa się we wspaniałą historię o chciwości, rasizmie i układach.

„Czas krwawego księżyca” to również historia powstawania FBI i reformy służb, jakiej dokonał Edgar Hoover. Jednak pomyli się ten, który uzna tę opowieść za laurkę. Wydaje się, że Grann trochę rozprawił się z szefem Biura Śledczego, pokazując jego cele i środki do ich zdobycia. A być może to tylko moje odczucie po tym, gdy na drugiej szali postawił Thomasa White’a, który poświęcił całe swoje życie na szukanie sprawiedliwości, nie krusząc swojej uczciwości ani na chwilę.

Oceny każdy może dokonać sam. Najważniejsze, że mamy na rynku dostępną świetną książkę, która może nie tyle umili nam jesienno-zimowe wieczory, co przede wszystkim rozszerzy horyzont o niesamowitą historię ludzi, którzy – paradoksalnie – mieli za dużo, by móc żyć. Ja ze swojej strony bardzo polecam.

Może Ci się również spodobać: