Szkoda, że wszystko rozwija się tutaj tak długo. Szkoda, że tąpnięcie nie następuje nieco wcześniej. Ale może właśnie taki był zamysł autorki. Z perspektywy czytelniczki, która chciała rzucić tę książkę w kąt, a skończyła ją całkiem usatysfakcjonowana, mogę śmiało powiedzieć, że warto dać jej szansę.
Pisarka za punkt wyjścia swojej historii wzięła wielkie przesmoczenie ponad sześciuset tysięcy kobiet w 1955 roku, które było konsekwencją ich dotychczasowego „niebycia”. W centrum tych wydarzeń autorka stawia małą Alex, która na naszych oczach przemienia się z dziecka w młodą kobietę borykającą się ze zrzuconą na nią codziennością i odpowiedzialnością.
„Siostra wirtuoza” to osobliwy punkt widzenia, który jest mi niezwykle odległy. Jednak muszę przyznać, że książkę czytało się bardzo dobrze, a same opowieści o życiu Paderewskiego były bardzo wciągające. Agnieszka Lis stworzyła bohaterkę, której w ogóle nie polubiłam, ale jednocześnie napisała powieść, którą czyta się bardzo dobrze i którą polecam.
Zdecydowanie łatwiej jest oceniać książkę niż ją napisać, szczególnie, gdy jest to debiut. Dlatego z ogromnym szacunkiem podchodzę do pisarskich „pierwszych razów”. Jednak, jak sami na pewno wiecie, bywa różnie. Jeśli chodzi o „Oszustkę”, to muszę przyznać, że podczas lektury zastanawiałam się, czy da się jeszcze bardziej skomplikować fabułę i czy główna bohaterka może być aż tak sprytna.
Trudno mi sobie wyobrazić nudę przy tej książce. Sześcioro bohaterów, z których każdy ma jakąś tajemnicę. Trudno przewidzieć, w którym momencie zostanie obnażony i jak sobie poradzi z wyjaśnieniami. Kto zabił? Mint, Caro, Frankie, Coop, Jack czy Jessica? A może Eric? A może nikt z nich, może po prostu stali się pionkami w grze kogoś, kto bardzo chciał się zemścić?